Trwająca dwa i pół roku blokada Leningradu rozpalała wyobraźnię i podziw zachodniej opinii publicznej. Bohaterski opór stawiany najeźdźcy, panujący w mieście głód i niezłomność jego mieszkańców. Pod tą fasadą, tak skrzętnie budowaną przez propagandzistów, kryła się o wiele starsza tragedia miasta i jego mieszkańców.
Rok 1934. Oto w Lningradzie zostaje zamordowany najpoważniejszy konkurent Stalina, bożyszcze Leningradu, Siergiej Kirow. To wydarzenie dało początek Wielkiemu Terrorowi. Dyktator obawiając się utraty władzy eliminował każdego, kto w przyszłości mógł zagrażać jego pozycji. Pierwsze uderzenie spada na Leningrad, dawną stolicę Rosji, miasto carów i dawny symbol Rosji prozachodniej. Właśnie ten moment wybrał Brian Moynahan wybrał na początek opowieści o VII symfonii, symfonii poświęconej tragedii jednego miasta. W tej opowieści nie może jednak zabraknąć postaci Dymitra Szostakowicza i Karla Iljicza Eliasberga.
Jak Szostakowiczowi udało się przetrwać okres terroru? Milczenie i ostrożność, nie rzucanie się w oczy, to była złudna recepta na przetrwanie. Terror szalał wokół, a przyjaciół stale ubywało. W podobnej sytuacji było wielu Rosjan, którzy chętnie przyjęliby pomoc kogoś z zewnątrz do usunięcia Stalina. Postępowanie armii niemieckiej szybko kazało zapomnieć stalinowski terror. Ten nowy, świeższy, ze stosami trupów. W tej atmosferze uderzenie w patriotyczną nutę padło na podatny grunt.
Ani wojna jednak, ani blokada w żadnym stopniu nie złagodziła terroru. Wręcz przeciwnie, w wygłodzonym mieście NKWD wręcz szalało. Udręka mieszkańców Leningradu sięgnęła zenitu. W tej właśnie atmosferze, atmosferze bomb, głodu, zimna i terroru, atmosferze nierówności między konającymi z głodu, a tymi, którzy mieli dostęp do jedzenia, zaplanowano prawykonanie symfonii poświęconej miastu. Jedynym, który mógł dyrygować orkiestrą był Karl Eliasberg, a postawione przed nim zadanie było wręcz niewykonalne. Gzie znaleźć muzyków w mieście, w którym śmierć była na porządku dziennym? Jak zmotywować muzyków do heroicznego wysiłku? Trudna partytura musiała zostać skopiowana i wykonana przez przypadkowo dobrany zespół. Wygłodzeni muzycy tylko raz przez premierą wykonali cały utwór.
Dzień premiery był la nich nagrodą. Na koncert przybyli ludzie wygłodzeni zarówno chleba jak i muzyki. Tego dnia założyli na siebie dawno zapomniane garnitury i suknie. Przez ten krótki czas znowu poczuli się ludźmi. Dla nich właśnie muzycy postanowili dać z siebie wszystko. Wiedzieli bowiem, że głód kultury jest dotkliwszy niż głód chleba. Tym bardziej, że wiedzieli, iż Szostakowicz napisał hołd dla ich długoletniej udręki. Bowiem w tych nutach jest coś więcej niż tylko propaganda wojny obronnej. A słuchacze szybko też to zrozumieli.
A dla mnie po lekturze książki Moynahana, Szostakowicz brzmi zupełnie inaczej.