
Wesołe podobno jest życie staruszka, a przynajmniej tak twierdzili sympatyczni Starsi Panowie Dwaj. Hendrik Groen stara się udowodnić, że może być ono szczęśliwe wbrew wszystkiemu- starości, problemów ze zdrowiem czy niezrozumieniem otoczenia. Bowiem życie jest mieszanką szczęścia i smutku, a jedyne co możemy zrobić to ze szczęściem eksperymentować i chwile beztroski zachować niczym muszkę w kawałku bursztynu. Choćby dla siebie.
REKLAMA
Hendrik Groen, pensjonariusz amsterdamskiego domu opieki postanawia pisać dziennik. Sam nie lubi staruszków, bowiem irytuje go dreptanie z balkonikami, narzekanie i stękanie przy herbatce. Sam Groen dawno przekroczył osiemdziesiątkę, życie go nie pieściło, ale nie użala się nad sobą, wiedząc, że tylko pogoda ducha i sprawność umysłu pomoże mu nie stać się kolejnym, zgryźliwym staruszkiem.
Starość jest przeciwieństwem młodości. Banał? Być może, ale jego sens poznajemy dopiero, kiedy porównamy tryb życia ludzi starszych i młodych. Pierwsi są zbyt powolni, zbyt zniedołężniali, zbyt skupieni na własnych dolegliwościach. Słowem ludzie w podeszłym wieku wydają się nam uciążliwi, a zdobycze medycyny sprawiają, że tych uciążliwych jest coraz więcej i są coraz starsi. Nie rozumiemy ich, a przecież są tacy sami jak my, mają takie same potrzeby, tylko męczą się szybciej i pewne rzeczy robią wolniej. Wszystkie te prawdy rozumie Autor naszej książki i podkreśla to na każdej prawie karcie, może nie robi tego wprost, ale gdzieś między wierszami stara się powiedzieć : Młodziaku, jestem taki sam jak Ty, tylko lat mam trochę więcej.
I jak na staruszka, który nie chce być staruszkiem, Groen zaczyna dość aktywne, jak na pensjonariusza domu opieki, życie. Oczywiście nie może tego dokonać sam. Wraz z kilkoma pensjonariuszami, którzy również nie chcą pogodzić się z monotonia starości, wplata w codzienność drobne przyjemności. Wycieczki, wieczory przy winie, drobne psoty i poczucie humoru czynią cuda. Staruszkowie może nie młodnieją w sensie biologicznym, ale odzyskali radość i pogodę ducha. Pojawiają się nawet sympatie graniczące z flirtem. Tych drobnych eksperymentów ze szczęściem nie potrafi zakłócić bezduszność holenderskiego systemu opieki, ani zazdrosne spojrzenia stetryczałych współmieszkańców.
Groen faktycznie odmłodniał i staje się hipsterem noszącym młodzieżowy sweter, słuchającym muzyki na ipadzie i poruszającym się na elektrycznym skuterze. Efekt wycieczek czy dziennika?
Kalendarz jest jednak bezwzględny, więc nie każda kartka tej książki przyniesie nam radość. Ale przecież takie jest życie, nieprawdaż?
