Lee Jung-Myung "Poeta, strażnik i więzień"
Lee Jung-Myung "Poeta, strażnik i więzień" Wyd. Świat książki

REKLAMA
“- Dlaczego miałbym zawracać sobie głowę pisaniem czegoś, czego nikt nie przeczyta? […]
- Ja je będę czytał. Więc pisz! […] Jesteś poetą. Musisz pisać. Poezja jest jedynym dowodem tego, że żyjesz. Jeśli ona umrze, umrzesz i ty.”
1944, zakład karny w Fukuoce. Podczas gdy na świecie toczy się wojna, w więzieniu zostaje brutalnie zamordowany strażnik-cenzor – Sugiyama. Oddelegowany do tej sprawy młody Yuichi Watanabe ma za zadanie schwytanie mordercy. Choć już na początku przyznaje się do zabójstwa jeden z uwięzionych, ale Watanabe chce dojść do rozwiązania sprawy po swojemu. I ni stąd ni zowąd odkrywa, że przerażający strażnik nie był tym, za kogo go uważano i miał wiele wspólnego z innym skazanym – koreańskim poetą.
„Poeta, strażnik i więzień” to powieść, w której największą rolę odgrywa nie tytułowy tercet bohaterów, ale tych dwóch pierwszych. To wokół ich rozmów, ich układów i przepychanek toczy się akcja. Yun Dong-ju – poeta i Sugiyama Dozan – strażnik to jeden z najpiękniejszych duetów spośród literackich przeciwników. Analfabeta, który dopiero za murami nauczył się czytać i literat, Japończyk i Koreańczyk, strażnik i więzień. Para bohaterów, którzy jednak – wbrew pozorom – mają ze sobą więcej wspólnego niż wydaje się na początku.
Ich losy fascynują od pierwszych stron, gdy to akcja leniwie rozpoczyna swój bieg na kartach książki. „Rzeczy dawno minione migoczą jak świetliki” brzmi podtytuł prologu. Na rzecz języka szybkość akcji nie jest zawrotna– kryminału, jakim niewątpliwie jest ta powieść. Częste przystanki wśród literatury, rozmowy dotyczące poezji, czy wręcz przytaczanie kolejnych wierszy bądź też fragmentów wielkich powieści, to rzecz częsta w dziele Lee Junga-Myunga, zabieg ten jednak nie potrafi denerwować. Bo z każdej strony wybija wielka, nietajona miłość do sztuki.
Miłość, którą podziela niemalże każdy z bohaterów. Nie trzeba wiele, by piękno słowa omotała kolejne postacie, by zawładnęła ich sercami. W prosty sposób Jung-Myung ukazuje, że literatura może uratować człowieka, nawet gdy ten zmuszony jest żyć w brutalnych, nieludzkich wręcz czasach.
Może to przez to powieść ta jest mocno subtelna. Opisy okrucieństwa pojawiają się tylko wtedy, gdy autor nie ma innego wyboru, wiele działań bohaterów ukazana jest przez mgłę – czytelnik podskórnie odczuwa, że coś jest nie tak, gdy tytułowi narratorzy – poeta, strażnik i więzień – żyją tym, co przynosi im sztuka, jak gdyby wciąż wierzyli w człowieka.
„Wygłodniały, czytałem wszystko, co wpadło mi w ręce. Pożerałem rejestry materiałów przeznaczonych do spalenia, rejestr kar i dokumenty administracyjne, a nawet napisy na tablicach przed wejściem i wyjściem. Jednak były to tylko martwe słowa, które mnie nie poruszały […]Pragnąłem napotkać chociaż jedną linijkę dźwięcznej, żywej prozy.”
„Poeta, strażnik i więzień” to w zamierzeniu fabularyzowana biografia najważniejszego koreańskiego poety – Yuna Dong-ju. I choć przyznam się, że do samego końca nie miałam o tym pojęcia, to książka spełniła swoje zadanie – jego losy w Fukuoce poruszają i choć są po części fikcją literacką, to jednak sprawiają, że wielu czytelników spróbuje znaleźć jego jedyny tomik poezji, z którego kilka wierszy pojawia się w powieści. Niestety póki co tylko one dostępne są w polskim tłumaczeniu.
Osnuta wokół poezji i literatury wszelakiej powieść Lee Junga-Myunga niesie za sobą prostą prawdę – piękno wyrażane przez sztukę pomoże zachować człowieczeństwo w nieludzkich czasach. Jednak udowadnia to na tyle przekonująco, że nie zwraca się na banał, który czasami z niej wybija. Wzruszająca i poruszająca – lektura obowiązkowa na każde czasy.
Marta Kraszewska

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?