„Bądź szczęśliwa i wyjdź za mąż tylko z miłości. Mnie to nie było dane, ponieważ nie umiałam oprzeć się ukochanemu, odchodzę razem z nim… Nie płacz za mną. Przekraczam tę granicę z radością. Tam jest tak pięknie. Żegnaj”
Miłość niejedno ma imię. Tym zdaniem zapewne kierowała się para pisarek Megan Gressor i Kerry Cook, gdy przystępowały do pracy nad wspólną książką. Pomysł? Dokonać wyboru najciekawszych, najsłynniejszych bądź też najbardziej porażających romansów wszech czasów. I pewnie brzmi to na banał i w sumie pewnie by nim był, gdyby nie fakt, że wiele wybranych par dla większości polskich czytelników będzie zapewne mało znane.
Prawdopodobnie anglojęzyczni odbiorcy w mig skojarzą małżeństwo Browningów, romans Harolda Pintera i lady Antoni Fraser czy partnerkę Gertrudy Stein. Jednak tu, dla czytelników wychowanych mimo wszystko trochę w innym kręgu [niewiele, ale jednak], z innymi gwiazdami, historiami, plotkami, część nazwisk i opisanych historii brzmi obco – co w sumie też nie jest wadą, bo choć większość czytelników raczej nie spodziewała się nieznanych opowieści, to może się czegoś podczas lektury „Wszystko z miłości” dowiedzieć.
Kolejnym wielkim plusem – również niespodziewanym dla autorki niniejszego tekstu – jest to, że dokonany przez autorów wybór nie jest całkowicie wypełniony romansami par heteroseksualnych. Niby to tylko dwie historie o dwóch parach homoseksualnych [pierwszą jest Oscar Wilde i lord Alfred Douglas, drugą zaś Gertruda Stein i Alicja B. Toklas] spośród trzydziestu ośmiu zamieszczonych i nie jest to liczba zawrotna, jednak na ogólne standardy to i tak dużo [wprowadzanie osób nieheteroseksualnych do ogólnej świadomości, dzieł kultury itd. idzie powoli i jeszcze mało się o nich mówi – w skali światowej]. Niby nic, a cieszy.
Co jeszcze może zadziwić, to trochę niecodzienny dobór par. Owszem, znalazły się nazwiska w zasadzie oczywiste – Bonnie i Clyde czy Marek Antoniusz i Kleopatra – to jednak sporo tu opowieści o zakochanych, o których na pierwszy rzut oka trudno powiedzieć, że łączyła ich wielka miłość [Henryk VIII i Anna Boleyn choćby]. Ciekawie prezentuje się choćby wybór księcia Karola i Camilli Parker Bowles [ręka w górę, komu choć przez myśl przeszło, że mogliby się tam znaleźć – szczególnie, że druga żona księcia Karola przyćmiewana jest przez Dianę – z perspektywy czasu niemalże opisywanej jako świętej - i jej tragiczny koniec].
Wydaje się, że same autorki zdają się wiedzieć, że te wspaniały romanse aż tak do końca idealne nie były i nie kryją motywacji swoich bohaterów, konsekwencji czynów i smutnych końców wielkich miłości. Nie wybielają zakochanych i choć pewnie sporo sobie dopowiedziały, bazując na sensacyjnych artykułach i własnej wyobraźni [gratulacje dla tej osoby, która byłaby w stanie powiedzieć, co myślała w ostatnich chwilach życia Bonnie czy też co tak naprawdę wyobrażała sobie Edith Bolling biorąc na siebie obowiązki męża – rozumiem, rzeczywiście często niemożliwe jest otrzymanie wiarygodnego materiału źródłowego, na którym można byłoby bazować, jednak często kończy się na prześlizgnięciu się przez opowieść wzbogaconą pomysłowością autorek].