Magdalena Knedler "Dziewczyna z daleka"
Magdalena Knedler "Dziewczyna z daleka" Wyd. Novae Res

REKLAMA
Pewnego zimowego poranka przed drzwiami domu w małego, podwrocławskiego miasteczka pojawia się Arthur Adams. Chce porozmawiać z Nataszą Silsterwitz, opryskliwą staruszką, ta zaś na widok przywiezionej przez niego piersiówki, zaczyna się denerwować. Oto po niemal siedemdziesięciu latach kłamstw – nawet w gronie własnej rodziny – będzie zmuszona ujawnić prawdę o jej przeszłości.
„Dziewczyna z daleka” to kolejna powieść Magdaleny Knedler, znanej chociażby z „Pan Darcy nie żyje” czy „Nic oprócz strachu”. Ta autorka powieści obyczajowych i kryminalnych swoimi najnowszymi książkami udowadnia, że polska literatura kobieca potrafi być dobra i mieć poziom i aż chciałoby się, by tak wyglądała czołówka najbardziej znanych i popularnych książek w tej kategorii [no ale niestety w niej znajdują się powieści Michalak, szkoda trochę]. Knedler ma dobre pióro, żartobliwy, nieco zgryźliwy język, który jednak nie żenuje i nie denerwuje, do tego potrafi zaintrygować czytelnika i go nie zanudzić [aby jednak nie było tak kolorowo, to z kolei nie umie zbudować – być może tylko w tej książce – suspensu, tu bowiem czytelnik może rozwiązać najważniejszą tajemnicę mniej więcej na dwudziestej stronie].
Akcja „Dziewczyny z daleka” rozgrywa się na dwóch płaszczyznach. Jedna to opowieść Nataszy Silsterwitz i dwie historie Arthura Adamsa – czyli opowieści dziejące się w przeszłości, z życia Nataszy – druga zaś, to akcja rozgrywająca się w teraźniejszości – wraz z tajemniczym pojawieniem się w Arthura Adamsa w Sulistrowicach. Zwykle bywa tak, że w przypadku takiego prowadzenia akcji, jedna z części kuleje, jest gorsza, pominięta na rzecz wspaniałości drugiej. Tu na szczęście tak nie jest – obie mają drobne wady [czasem zbyt długie odwlekanie napięcia], jednak obie zostały dopieszczone, bowiem obie są równie ważne.
Choć inaczej poprowadzone. W historii z przeszłości jest to prostu narracja pierwszoosobowa z prawdziwego zdarzenia, tj. brak dialogów, myśli innych postaci czy zdarzeń, o których Natasza nie mogła wiedzieć, jak to się nieraz zdarza w przypadku retrospekcji w innych powieściach, gdzie to niby są wspomnienia, ale bardziej w formie narratora wszystkowiedzącego. Jeśli zaś chodzi o teraźniejszą fabułą, to czytelnik ma do czynienia z narracjami poszczególnych bohaterów – Nataszy, Arthura, Leny [wnuczki Nataszy] i Wojtka [poznanego policjanta z Sobótki przez panie Silsterwitz]. Różnią się między sobą, dzięki czemu są oryginalne i pozwalają bardziej utożsamić się z poszczególnymi bohaterami [co innego, gdyby wszystkie były do siebie podobne].
Jeśli zaś chodzi o fabułę, to „Dziewczyna z daleka” to taka podróż przez przeszłość. Począwszy od Wileńszczyzny w latach 30. przez Niemcy, aż po Sybir. Kawałek historii, opowiedziany tym razem nieco inaczej, bowiem niestandardowo – nie przez powstanie warszawskie czy getto, ale przez walkę i próbę przeżycia podczas wojny pod rządami dwóch okupantów [na zmianę] – Rosjan i Niemców. W dodatku „Dziewczyna z daleka” skupia się mimo wszystko na opowieści Nataszy, a nie tragediach wojny, na emocjach, a nie czynach.
„Dziewczyna z daleka” to ciekawa pozycja na polskim rynku. Miewa mankamenty, ale została dobrze napisana, przez kogoś znającego się na swoim fachu. Dobra historia, rozgrywająca się równocześnie w przeszłości, jak i w teraźniejszości, z nieoczekiwanym zakończeniem.
Marta Kraszewska

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?