Zamknięty świat ortodoksji na zawsze pozostanie dla nas, ludzi oświeconych, niezrozumiały. Sztywne przestrzeganie nakazów religijnych może się bowiem kojarzyć z trudnymi do zniesienia ograniczeniami i wyrzeczeniami. Świat ten jest trudny do porzucenia, poza nim bowiem nie zna się innych ludzi, dotychczasowe ograniczenia stają się przyzwyczajeniami kształtującymi codzienność. Trudno się ich wyzbyć, a każde przełamanie kolejnego nakazu urasta do codziennej walki z samym sobą. Każdy kolorowy sweter, każde skrócenie o choćby jeden centymetr spódnicy, staje się wyzwaniem rzuconym całemu światu. Historia takiego wyjścia byłaby bestselerem i taką spodziewałem się przeczytać w książce Debory Feldman.
Debora Feldman urodziła się w ortodoksyjnej żydowskiej rodzinie, a to miało nakreślić jej przyszłość według jednego scenariusza : wczesne zamążpójście, gromadka dzieci, ciężka praca i mąż studiujący Talmud, codzienność rozpoczynająca się z chwilą, gdy poślubiony składa podziękowanie Najwyższemu za to, że nie uczynił go kobietą i codzienność, w której należy pamiętać, że podziękowania te wynikają z większej ilości micwot, jakie na mężczyznę nałożyło prawo Mojżeszowe. W dziewczynce jednak nie zabito ciekawości życia. Ortodoksi mogli to tłumaczyć szaleństwem ojca, bądź złą krwią matki, na razie jednak, wychowywana przez dziadków dziewczynka obawia się, że spuścizna rodziców może jej utrudnić znalezienie dobrego męża, nie rozumiejąc jednocześnie, że dotychczasowe sukcesy szkolne w niczym nie przydadzą się w dorosłym życiu.
Zaaranżowane małżeństwo przed laty było normą w każdej kulturze. Pary dobierano dla korzyści politycznych lub materialnych. U, podobnie jak w rodzinach arystokratycznych, chodziło o pozycję rodzin w wielkiej społeczności. Wszak wielu ortodoksów uznawano za potomków kahanim, kapłanów pierwszej i drugiej Świątyni, nie mogli więc oni kierować się sercem w wyborze towarzyszki życia. Łączono więc ze sobą dzieci, nieprzygotowane zarówno zawodowo, jak i psychiczne do dorosłego życia. W dodatku dzieci nieprzygotowane do życia seksualnego, co często kończyło się ciężką depresją kobiety. I właśnie to przydarzyło się naszej bohaterce, która zapewne przez lata nie mogła bez wstrętu myśleć o seksie. Chyba to właśnie przyspieszyło proces alienacji kobiety, proces, który został doskonale przedstawiony przez Autorkę. Proces świadomy kogoś, kto chce żyć inaczej, kto dostrzega niekonsekwencję dotychczasowego świata, w którym można zatuszować grzeszki i przewinienia w imię wyższych racji. Kobieta uświadamia sobie, że nie jest to wymarzony świat dla jej syna. Ona pragnie czegoś więcej i nieświadomie planuje swoje wyzwolenie. Stara się zdobyć zawód dający szansę na materialną niezależność i nauczyć się życia w tym drugim świecie. Przełamuje kolejne tabu, ona przygotowuje się do zmiany swego wyglądu codziennie zdejmując perukę, czy wkładając dżinsy. Wreszcie zdobywa nowe przyjaciółki, które są jednocześnie przewodnikami w tym nowym świecie. Kiedy spada więc ta kropla wody, która przepełnia dzban goryczy, jest przygotowana do nowego życia i wkracza w nie odważnie.
Niewątpliwie Debora Feldman napisała książkę, która zainteresuje wielu czytelników. Jednak jej relacja nie spełniła wszystkich moich oczekiwań. Przede wszystkim po macoszemu potraktowała w niej opisy zwyczajów, zwłaszcza tych świątecznych, swej macierzystej społeczności. Wprawdzie zwyczaje Satmar nie są mi obce, jednak porównanie współczesności z tym jak świętowali oni w latach pięćdziesiątych byłoby z pewnością cenne. Drugim minusem jest zdawkowy, kilkunastozdaniowy wręcz opis życia po opuszczeniu męża. Czytelnik domyśli się, że nie wszystkie tabu mogły być przełamane z dnia na dzień, że musiała ona prowadzić ze sobą walkę, po której jedynym śladem było stwierdzenie, iż pierwszy okres był szczególnie ciężki. Widać jednak, że na taką relację przyjdzie nam długo poczekać.
Unorthodox została źle przyjęta przez środowisko ortodoksów. Wielu z krytyków, co nie powinno nas dziwić, wypowiadało się na temat tej książki bez jej przeczytania. Cóż widać, że fanatycy w każdym społeczeństwie mają pewne cechy wspólne. Ich sądy nie mają niczego wspólnego z rzeczywistością. Autorka porzuciła świat ortodoksji, wyrzekła się sztywnego przestrzegania kuchni koszernej, nie przestała być jednak Żydówką, wprawdzie niezbyt religijną, ale nie wstydzi się swoich korzeni.
Bo chyba one są najważniejsze, oczywiście obok życia, które sobie sami zaplanowaliśmy.