
Prastara legenda mówi o mężu królewskiej krwi, zrodzonym z ojca i matki różnych wyznań, który ma doprowadzić do pogodzenia dwóch zwaśnionych religii.
REKLAMA
Warszawa. Na jednej z ruchliwych ulic dochodzi do tragicznego wypadku. W staranowanym przez ciężarówce samochodzie ginie mało znany dziennikarz. Tego dnia mężczyzna jechał na spotkanie z funkcjonariuszem IPN. Pozornie chodzi o odnalezienie jednego z obrazów Jana Matejki. Chrzest Warneńczyka był wielokrotnie kradziony i według informacji dziennikarza zawiera coś, co potężna organizacja chce ukryć przed oczami ogółu, a każdemu, kto choć zbliży się do odkrycia tajemnicy, grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
Tak zaczyna się książka, która jest polska odpowiedzią na Kod Leonarda da Vinci. Maciej Siembieda nie ukrywa swej fascynacji Danem Brownem, wspomina nawet o książce amerykańskiego pisarza i stosuje zbliżoną konstrukcję do powieści o zmaganiu zwykłych ludzi z groźną Opus Dei. Mamy tedy artystę, który namalował obraz, zawarte w nim przesłanie, groźną, działającą metodami mafijnymi, organizację i dwójkę ludzi zaangażowanych w rozwiązanie tajemnicy. Jest też troszkę polskich smaczków jak funkcjonariusz IPNU z nadania dobrej zmiany, wojenki podjazdowe i szukanie haków na polityków opozycji i wszystkie nasze wady narodowe, które tak potrafią nam zatruć codzienność. Nasz prokurator, jeden z nielicznych sprawiedliwych rusza, wbrew oczekiwaniom swego przełożonego, który gotów jest odgadywać coraz to nowe życzenia prezesa, do rozwikłania tajemnicy. Co kryje się w płótnie Jana Matejki?
Maciej Siembieda zaprasza nas w swojej książce na swoistą lekcję historii. Ze współczesnej Warszawy przeskakujemy na Półwysep Iberyjski, pod Warnę i polskie lasy z czasów Powstania Styczniowego, by w końcu wylądować w pracowni mistrza Matejki. Oczywiście nie należy tej wycieczki tratować zbyt serio. Tu fakty mieszają się z fikcją, która ma uatrakcyjnić nam lekturę. Jednocześnie Autor zafundował nam przekaz o możliwym pojednaniu dwóch zwaśnionych religii, religii jakże do siebie podobnych, przez co sobie wrogich. Czy pojednanie takie jest możliwe? Autor wyszedł w przyszłość, snując scenariusz, który wydaje się optymistycznie nieprawdopodobny. Któż z nas jednak może powiedzieć, iż jest niemożliwy?
A ja kończąc lekturę tej książki, uśmiechnąłem się. Bowiem Polacy nie gęsi, swego Dana Browna mają i to na mirę swych oczekiwań i możliwości.
