Wędrówką jedną życie jest człowieka? Z całą pewnością Edward Stachura miał rację, jednak Artur Nowaczewski przypomina jeszcze jedną prawdę. Życie zawsze jest gdzie indziej, dlaczegóż by więc nie miało być w bułgarskich górach?
O tej książce można napisać bardzo krótko. To osobista relacja z wędrówek po Bułgarii, opisująca piękno widzianych krajobrazów, wrażeń ze spotkań z ludźmi i przemyśleń dotyczących zarówno historii, jak i teraźniejszości. Całość jest dla czytelnika swoistą podróżą, którą odbywa nie tylko we własnej wyobraźni, ale i na nogach Autora. Przemierzamy wraz z nim szlaki górskie, małe wioski, a także starą Sofię. Właśnie ta konwencja utrudnia opowiadanie o tej niespiesznej, w narracji, książce. Coś jednak spróbuję napisać.
Nigdy nie byłem w Bułgarii, ale dzięki Nowaczewskiemu pokochałem ten kraj. Ta zachowana jeszcze dzikość, pozostałości wielokulturowości i komunizmu, który nieco zmasakrował mieszkańców kraju jest dla wędrowca pokusą nie do odparcia. Sam kraj byłby jednak niczym, gdyby nie ludzie, których los postawił na drodze Autora. Na bułgarskich ścieżkach spotkać można bowiem czeskich wielbicieli poezji polskiej lub hiszpańskich czy kanadyjskich obieżyświatów. Całość składa się na to cudowne, nieokreślone wrażenie, znane każdemu obieżyświatowi. Ech, pozazdrościłem Autorowi tych wędrówek, wiem jednak, że przejście jego tropem byłoby błędem. Wszak to jego podróż i nie uda mi się skopiować z niej niczego.