Iran. Kraj, który od 1979 roku kojarzony jest jako miejsce niezbyt przyjazne mieszkańcom Zachodu. Kraj, w którym prawo oparte jest na szariacie, internet jest cenzurowany, a zachodnie telefonie komórkowe nie działają. Samodzielna podróż do Iranu jest więc wyzwaniem godnym kursanta szkoły przetrwania. Lub Stephana Ortha, niemieckiego dziennikarza, pisarza i podróżnika.
Couchsurfing w Iranie jest zakazany, a jednak wielu ludzi gości u siebie zupełnie obcych sobie przybyszów. Facebook nie działa, a jednak trudno jest spotkać kogoś z młodych ludzi, kto nie miałby konta na tym portalu społecznościowym. Alkohol jest zakazany, a jednak znajdują się ludzie, którzy na własne potrzeby wyrabiają mocne piwo i wino. Seks też jest traktowany jako tabu, są jednak grupy, które wymieniają się doświadczeniami, choćby w BDSM. I to wszystko można znaleźć w kraju, w którym na każdym kroku widać twarz ajatollaha Chomeiniego.
Najpierw trzeba zaopatrzyć się w gotówkę, którą trzeba rozmieścić w zakamarkach bagażu. Couchsurfer powinien jeździć z jak najmniejszym i możliwie lekkim bagażem. Ubranie, aparat fotograficzny, komórka, prezenty dla udzielających gościny (słodycze z dodatkiem alkoholu są szczególnie atrakcyjne). Komórka już na granicy przestanie działać, więc należy zakupić miejscową kartę. Wreszcie wymiana pieniędzy i można ruszyć na spotkanie przygody swego życia. A przygodę tę można sprowadzić do poznania wspaniałych ludzi, ludzi pragnących normalności i wolności, ludzi, których nieszczęściem jest miejsce urodzenia.
Couchsurfing jest tą formą podróżowania, w której najlepiej można poznać obyczajowość mieszkańców danego regionu globu. Gość, któremu udzielane jest schronienie, uczestniczy tak naprawdę w codziennym życiu swoich gospodarzy. Choćby jedna wspólnie spędzona noc pozwala na poznaniu jakiegoś elementu życia gospodarzy. Im bardziej gospodarz jest otwarty na innych ludzi, tym więcej pokazuje ze swojej codzienności. Wspólny posiłek, rozmowa, spędzony razem wieczór odkrywa rozrywki, zainteresowania a nawet poglądy polityczne. Gospodarz może być jednocześnie świetnym przewodnikiem po okolicy i kopalnią wiedzy o historii regionu. Couchsurfing jest więc kluczem do wiedzy, a ta jest wrogiem fobii i uprzedzeń. No, może nie zawsze, bowiem Irańczycy, nie znający obcych, są ciekawi, ufni i otwarci, choćby dlatego, iż nie doznali od tych obcych żadnego zła. Gotowi są więc otworzyć przed nimi drzwi i serca, przez co angażują się w zakopywanie barier między ludźmi. Do takich właśnie ludzi trafiał w czasie swojej podróży Stephan Orth. Wchodząc do ich domów mógł zaobserwować swoisty podział na dwa światy. Zewnętrzny, dla potrzeb irańskiego prawodawstwa, wewnętrzny, dla samego siebie. Tajemnice wewnętrznego świata muszą być więc strzeżone, bowiem ten zewnętrzny może w każdej chwili weń zaingerować.
Nigdy nie byłem w Iranie i prawdopodobnie nigdy nie będę, jednak dzięki tej książce wszedłem w świat ludzi otwartych i serdecznych, a jednocześnie nieszczęśliwych nieszczęściem tych, którym przyszło żyć w dyktaturze. Wchodzę do ich domów, jem ich posiłki i zaczynam coraz bardziej cenić to, co ja jeszcze mam, ale oni już nie.