Mads Peder Nordbo "Dziewczyna bez skóry"
Mads Peder Nordbo "Dziewczyna bez skóry" Wyd. Burda Książki

REKLAMA
Matthew, duński dziennikarz, przybywa do odległego Nuuk, by podjąć pracę w jednej z lokalnych gazet. Zostaje wysłany do zrelacjonowania odkrytych na lądolodzie zwłok wikinga, ale gdy te niespodziewanie znikają, a postanawia zająć się jedną ze starych spraw – brutalnych morderstw na czterech mężczyznach podejrzewanych o przemoc seksualną.
Ojcowie zginęli, zamordowani w brutalny sposób, zaś dzieci będące prawdopodobnie ofiarami gwałtów ze strony rodziców, zniknęły w tajemniczych okolicznościach. Sprawę zamknięto, a jednak, gdy Matthew podejmuje się śledztwa, w bardzo podobny sposób zaczynają ginąć inni ludzie. Czyżby obie sprawy coś łączyło?
„Dziewczyna bez skóry” to w zasadzie skóra zdjęta z „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet”. Owszem, trudno porównywać fabularnie obie powieści – trochę daleko jest wypatroszonym zwłokom do sprawy zaginionego dziewczęcia. Jednakże pod względem budowy postaci, podejmowanych tematów – to praktycznie powtórka z rozrywki. Taka grenlandzka wersja Millenium.
Najłatwiej to dostrzec po głównych śledczych powieści Nordba – Matthew tak jak larssonowski Mikael jest dziennikarzem, tak jak i on zajmuje się niekoniecznie tą sprawą, którą zajmować się pierwotnie zamierzał i niekoniecznie przestrzega reguł. Towarzyszy mu Tupaarnaq, odpowiednik Lisbeth – też mająca na pieńku z mężczyznami i prawem, świetna hakerka i twarda kobieta [co objawia się w tatuażach, mordowaniu fok, patroszeniu ciał i umiejętności korzystania z broni, nie mówiąc już o byciu na bakier z prawem].
Nawet w Nuuk jest coś z larssonowskiej wyspy – wszędzie daleko, tu jednak wodę i odcięcie od świata, zastąpił surowy i mroźny klimat Grenlandii – będący od zawsze przeciwko człowiekowi i nie mającym dla niego żadnej litości. Nie zmienia to faktu, że obie przestrzenie są odcięte od zwykłego świata, rządzonymi własnymi zasadami, gdzie coś się wycisza, zamiata pod dywan dla dobra całej społeczności.
„Do Nuuk nie prowadziły żadne drogi. Miasto było jedyne w swoim rodzaju, ze wszystkich stron otoczone górami, niebem i morzem.”
„Dziewczyna bez skóry” prowadzona jest dwutorowo – z jednej strony jest sprawa prowadzona przez Matthew, z drugiej wydarzenia z 1973, gdy to doszło do owych brutalnych morderstw. I owszem, jest to dwie narracje prowadzone równolegle to zabieg często stosowany przez pisarzy, szczególnie tych biorących się za powieści około sensacyjne, jednak można go używać w dobry i zły sposób. Nordbo niestety wykorzystuje go źle.
Miesza wątki, co samo w sobie mogłoby być dobre, a przynajmniej niezłe, ale tu przypomina to bardziej wewnętrzny chaos – zbyt dużo bohaterów, zbyt wiele nieumiejętnie prowadzonych wątków i bohaterów, z czego kilku zupełnie niepotrzebnych. Czytelnik łatwo może się zgubić, jeszcze szybciej – znudzić. Bo mimo całkiem niezłego pomysłu i fabuły, jak na kryminał zbyt często czuć tu nudę. Częste przestoje, rozpisywanie się na temat niektórych spraw, co donikąd nie prowadzi, a nade wszystko – nagłe głośne tupnięcia fabularne, a potem długa cisza, zupełnie jakby autor nie umiał wykorzystywać swoich kart .
Owszem, miło odkrywać, czym różnią się poszczególne kryminały skandynawskie między sobą, jednak gorzej, gdy są one kiepsko napisane, a autor zdaje się pisać wariację na temat powieści kolegi po fachu. Nie znaczy to, że książka jest zła, tylko że – można trafić lepiej.
Marta Kraszewska

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?