Walka o władzę trwa. Premier mimo machlojek trzyma się mocno na swoim stanowisku, trzymając w szachu prezydent. Jedyna osoba, która mogła doprowadzić do przewrotu na szczeblach władzy, leży w szpitalu i póki co nie zanosi się, by miało coś się w tym fakcie zmienić. Innymi słowy wszyscy są w kropce, a już najbardziej sama Polska.
Sytuacji nie poprawiają najnowsze wydarzenia. Prezydent Seyda otrzymuje informacje o możliwym zamachu terrorystycznym, na kilka dni przed rozpoczęciem się szczytu w Malborku. I choć powinna zareagować, to źródło wydaje się co najmniej niepewne – premier nie ma żadnego powodu by jej pomagać, a z prezydentem Rosji już i tak jest na pieńku. Do tego spiskowanie za plecami rządu… i robi się coraz większy bajzel, co zaprowadzić może wszystkich tylko do kłopotów.
„Większość bezwzględna” to druga część najnowszego cyklu Remigiusza Mroza. Autor serii kryminalnej z Chyłką w roli głównej, tym razem postanowił wziąć się za thriller polityczny, gatunek ostatnio dość popularny, a to za sprawą sukcesu amerykańskiego „House of Cards”. Gatunek też stosunkowo wdzięczny, bo pozwalający autorowi na dużą swobodę i przez sam swój zamysł ułatwiający mu zdobycie zainteresowania czytelnika. Bo spiski, jakieś układy i układy w układach, zmiany statusu quo kilka razy w ciągu jednego rozdziału, do tego bohaterowie, których motywacji nie można być całkowicie pewnym – i, voila oto thriller polityczny.
Trudno coś takiego spaprać – choć oczywiście da się, jeśli autor nie ma pomysłu na fabułę i liczy, że na samych suspensach uda mu się daleko zajechać – toteż i nie dziwota, że Mrozowi „Większość bezwzględna” wyszła. Umiejętnie połączył wszystkie elementy składowe thrilleru politycznego z własnymi pomysłami i kilkoma chwytami, które wykorzystuje w każdej swojej powieści.
Oczywiście, czym innym jest tom pierwszy, czym innym tom drugi. To, co wyszło i przykuło uwagę czytelnika za pierwszym razem, czym innym jest podtrzymanie tego stanu w kontynuacji. Mrozowi na szczęście to się udało. Przestawił część czynników, z tego, co już wiadomo robiąc swoje atuty. Czytelnicy znają obecny stan, wiedzą, kto kogo i dlaczego ma na celowniku, jakie haki i na kogo ma, nie wiedzą tylko, czy to, co dotychczas widzieli, to wszystko, na co stać głównych bohaterów.
Do tego pozwolił, by ważniejszym bohaterem stała się Mila, żona Hauera, co było jak najbardziej właściwym posunięciem – to taka Claire mrozowskiej sceny politycznej. Niejednokrotnie sprawia, że ciarki przechodzą po plecach, nie jednak z powodu swoich czynów, ale tego, co mówi i w jaki sposób wyraża cele na przyszłość. Wróżę jej stanie się pierwszoplanowym bohaterem w kolejnych częściach – kreacja jej postaci zasługuje na to.
Zakończenie pokazało, co potwierdził sam Mróz w posłowie, że autor będzie musiał teraz wytężyć siły i umysł, i wymyślić jak wyjść ze ślepego zaułka, do którego sam siebie zaprowadził. Co przyniesie mu ta łamigłówka, okaże się w tomie trzecim czyli – przekładając to na tempo pisania Mroza – za jakieś pół roku.
Marta Kraszewska