Stara prawda mówi, że mężczyźni rządzą światem, mężczyznami zaś rządzą kobiety. Historia Polski zdaje się potwierdzać te słowa.
Ostatnio zapanowała moda na pisanie o roli kobiet w historii. Podkreślanie roli towarzyszek życia władców pozwala na nieco inne spojrzenie na historię, na władców, jak na zwykłych ludzi oraz zrozumienie tego, co się działo za kulisami wielkiej polityki. Wszyscy wiemy, że władców mieliśmy różnych. Rządzili nami zarówno silni, jak i słabi książęta, miewali oni godne siebie towarzyszki życia lub takie, które nad nimi dominowały. Miało to różny, często zgubny wpływ na naszą historię. Pamiętamy Rychezę i Salomeę z Bergu, obie niechlubnie wpisały się w naszą historię, a my chcąc postępować zgodnie z zasadą idealizowania naszej przeszłości, nie chcemy o tym pamiętać. Co gorsza nie chcemy pamiętać o kobietach, które wspierały swych mężów, a nawet działały w interesie Rzeczpospolitej, nierzadko postępując wbrew polityce swych mężów. Królowie nasi miewali być może i dobre intencje, ale ich decyzje okazywały się dla naszego kraju tragiczne. Zapominamy też o tym, że decyzje władców nie były podyktowane religią czy wielką miłością ojczyzny. Wszak śluby lwowskie nie były aktem religijnym, co dziś wielu nam wmawia, ale sprytnym posunięciem politycznym, jedynym w chwili, gdy szkatuła królewska była pusta, a dalsze kupowanie lojalności pułkowników niemożliwe.
Książka Andrzeja Zielińskiego jest swego rodzaju uzupełnieniem historii, którą wtłoczono nam w trakcie nauki szkolnej. Ciekawa lektura, wprost na jesienne wieczory zmusza do refleksji i zabawy w pianie alternatywnej historii Polski. Kim bylibyśmy, gdyby Mieszko II poślubił inną kobietę? A gdyby Zygmunt August okazał się mężem stanu, a nie rozkapryszonym dzieciakiem? I wreszcie gdyby stolnik litewski Stanisław Antoni Poniatowski znalazł sobie inną towarzyszkę swej inicjacji seksualnej, a nie przyszłą inicjatorkę rozbiorów? Nie znając historii nie tylko nie potrafimy wyciągać z niej wniosków, ale i dajemy się ponieść fantazji przypisując choćby pani Walewskiej szczytne pobudki, kiedy ulegała zachciankom Napoleona. Nie dostrzegamy też głupoty polskiego sejmu (być może to już nasza tradycja), którego decyzje były tragiczne dla całego kraju.
I nawet jeśli nie jest to książka stricte historyczna, ale zbiór esejów, dzięki którym zweryfikujemy swoje dotychczasowe spojrzenie na naszą przeszłość, jeśli tym samym przestaniemy powielać błędy przeszłości, to już osiągniemy spory sukces.