Upalne, leniwe lato, lata 80., gdzieś w środku Włoch. Nastoletni Elia zabija czas czytając, grając na pianinie i spędzając czas ze znajomymi rodziców oraz mieszkańców małego miasteczka. Ten spokój i niezmienność kolejnych dni zostaje zakłócona przez pojawienie się stypendysty jego ojca, Olivera.
Elia musi oddać przybyszowi własny pokój i przenieść się do mniejszego pomieszczenia. Przybyły mężczyzna jest głośny, arogancki i wszechobecny. Oliver pomaga ojcowi Elii, pracuje nad własną pracą naukową, a gdy nie zajmuje się wymagającej sił intelektualnych zajęciami, to jest wszechobecny. Z każdym dniem przystojny Amerykanin coraz bardziej fascynuje Elię i przyciąga jego uwagę. Między obojgiem rośnie napięcie i wydaje się kwestią czasu zanim iskra wreszcie zapłonie.
„Tamte dni, tamte noce” André’a Acimana rozgrywa się leniwie, niespiesznie zarysowując obraz. Tak jak owo lato, o którym Elia opowiada z perspektywy czasu, tak i tok opowieści biegnie powoli, jakby same wydarzenia nie były aż tak istotne. Elia snuje swoją historię, niejednokrotnie wybiegając w przyszłość. Bez problemu wczuwa się w rozmyślania, jakie miał będąc nastolatkiem, nie stając się w ten sposób ani trochę sztucznym.
„…i tak jak wtedy popatrz mi w oczy, wytrzymaj moje spojrzenie i nazwij mnie swoim imieniem.”
Romans między Oliverem i Elią zarysowany jest subtelnie i jak najbardziej prawdziwie. Nie ma wielkiego wybuchu namiętności, wszystko zaczyna się od spojrzeń. Spojrzeń, gier słownych, rzucanych ukradkiem aluzji i prób odkrycia myśli tej drugiej osoby. Jest niepewność, czy na pewno odczytuje się słowa i gesty obiektu zainteresowania oraz czy na pewno jest się na tym samym poziomie komunikacji. Wszystko wypada wiarygodnie, niezwykle uczuciowo, nie popadając jednak w zbyteczny pretensjonalizm czy przesadę. Jeśli Elia wspomina, że nasłuchiwał kroków Olivera i zastanawiał się, czy zapukać do pokoju obok, to czytelnik mu wierzy. Jeżeli parę stron później zaprzecza temu, co można byłoby wnioskować po jego uczuciach, czy odwraca kota ogonem, to także można temu dać wiarę.
„- Co to wszystko mówi o twoim życiu?
- Że część – tylko część – tego życia była śpiączką, ale ja wolę to nazywać równoległym życiem. To lepiej brzmi. Problem w tym, że większość z nas ma więcej niż dwa równoległe życia.”
Powieść Acimana została ogłoszona przez New York Times książką roku 2007,do tego zdobyła 20-stą nagrodę literacką Lambdy dla powieści gejowskiej. Obiła się dość szerokim echem w zachodnich mediach, wzbudzając kontrowersje i szokując część czytelników, jednak trzeba było czekać ponad dziesięć lat, by pojawiła się po polsku. Zresztą polskie wydanie ukazuje się tylko dlatego, że ktoś zdecydował się zrobić ekranizację.
Nie ma jednak tego złego, bo premiera książki zbiega się z premierą filmu, a obie wersji opowieści należy poznawać razem. Ekranizacja uderza mocniej w melodramat i poetyckość historii, książka skupia się mocniej na pożądaniu i kolejnych stadiach uczuć, jakie budzą się w Elii za sprawą Olivera. Uzupełniają się i obie łapią za serce. Czy pierwszym medium winien być film czy książka – trudno orzec, z pewnością jednak nie należy się zrażać, jeśli jedno zawiedzie w odbiorze. Mogą obydwa się spodobać, może jeden, a może żaden [w co trudno jednak uwierzyć, chyba że ktoś ma serce z kamienia].
Marta Kraszewska