Biurko stoi nietknięte, tak jak je pozostawił. Kruk, czy co tam jest, wciąż wisi na ścianie. Wolfe. Poe. Chopin. Pierwsze wydanie Obcego z cenią wyciętą z obwoluty. (…) Otiweram Obcego żeby przeczytać dedykację, którą sam napisałem. Odwracam stronę i spoglądam na pierwszy wers książki : „Dzisiaj umarła mama”. Zaczynam rozumieć.
Poznajcie Henry`ego Astera, młodzieńca, który był wychowywany po to, by stać się pisarzem. Nasz bohater jest synem bibliofila, nałogowego czytelnika i miłośnika książek, który sam marzył o tym, by żyć z literatury. Proza życia sprowadziła jego rodzinę do Old Buckram w Karolinie Północnej, miejsca niezbyt przyjaznego intelektualistom. W nowym miejscu rodzi się Henry i jego młodsza siostra. To tu, w nieco ponurym domu, jego ojciec zgromadził potężną bibliotekę i nieco mniej imponujące zapasy alkoholu. Z tego właśnie miasta Henry rusza w świat targany pragnieniem, by już nie wracać, zwłaszcza, że jego ojciec odszedł. I do tego właśnie przeklętego Old Buckram Henry wróci już jako świeżo pieczony adwokat by zacząć pracę w tej samej kancelarii co jego ojciec, zamieszkać w nieco podupadłym domu rodzinnym i zmierzyć się ze swoim życiem. W starych murach, które pamiętają jego młodość, w murach, gdzie wszystko przypomina szczęśliwe lata, wspomnienia szybko wracają. Pokój ojca, nauka gry na fortepianie, czytane książki, te liczne sytuacje, w których to właśnie ojciec był dla syna bohaterem, kiedy tylko ojciec potrafił postawić się całemu tłumowi, dla zachowania zasad, mocny siłą swoich przekonań i paradoksalną słabością tłumu. Życie przesuwa się przed oczami nie jak film, ale jak krótkie wizje, pojedyncze sceny, które złożą się w całość. Stan psychiczny naszego bohatera jest kiepski. Zakochany w młodej dziewczynie, której nie chce widzieć na oczy przekonany, że ta nie darzy go takim samym uczuciem. I tylko Buller, pies o apetycie młodego hipopotama, jest kimś bliskim w jego samotni.
Oj ma rozmach Phillip Lewis, myślałem zamykając tę książkę. Te odniesienia nie tylko do literatury czy muzyki, ale i do snobizmu amerykańskich WASP-ów oraz do prostoty życia i niezbyt szerokich horyzontów mieszkańców amerykańskiej prowincji. Ta książka to z jednej strony zderzenie inteligencji z prostotą, z drugiej, utraty kogoś bliskiego z brakiem świadomości posiadania kogoś właśnie takiego. Ale też jest ona zmaganiem się z poczuciem winy, godzeniem się z własną przeszłością i jej akceptacją. Znamy takie zmaganie pozbawiające nas uśmiechu, lub dopuszczające uśmiech przez łzy, zmuszające do smakowania każdej chwili szczęścia niczym najwytworniejszego dania wybitnego mistrza kuchni. Taka walka toczy się wewnątrz człowieka i polega na codziennym przełamywaniu pojedynczych barier. Aż do dnia, w którym jedno zdanie z dawno zapomnianej książki wyjaśni nam wszystko.