W jednym z radzieckich dowcipów starą rosyjską inteligencję porównano do kury, których wychowała kaczęta. Kaczęta po osiągnięciu wieku dojrzałego zaproponowały przybranej matce wspólny lot, a zaskoczone, że ta nie potrafi latać wspólne pływanie po wodzie. Kiedy okazało się, że kura również nie potrafi pływać, zapytały co w takim razie umie robić na pewno. Kiedy kura odpowiedziała, że siedzieć, usłyszała, to siedź cicho.
Ten właśnie dowcip przypomniał mi się, kiedy kończyłem trzeci tom Moskiewskiej sagi Wasilija Aksionowa. Przypomnijmy- ten dysydent i pisarz opisał w niej losy tragicznego pokolenia, pokolenia jego rodziców, którym przyszło zmagać się z tyranią Stalina. To było stracone pokolenie. Setki tysięcy zostało zamordowanych, pozostali wyszli z niego ze złamanymi kręgosłupami, bezwolni do wyartykułowania choćby najbardziej nieśmiałych słów krytyki. Z kolei ci, którzy chcieli żyć według własnych ideałów musieli zachować stałą czujność i mieć odrobinę szczęścia. O nieszczęście bowiem w państwie Stalina było nietrudno. Niezapowiedziana kontrola, zazdrość sąsiada czy choćby uroda mogły sprowadzić nieszczęście na całą rodzinę. A jednak ludzie w tych czasach żyli, kochali się, próbowali się bawić czy nawet samodzielnie poznawać świat, choćby z nasłuchów zagranicznego radia, lub czytania książek zakazanych, skrycie poupychanych w zakamarkach bibliotek.
Trzeci, już ostatni tom trylogii zaczyna się kilka lat po zakończeniu wojny. Setki tysięcy żołnierzy wraca do domów, miasta kontynuują odbudowę i rozbudowę, w sklepach pojawiają się dawno nie widziane rarytasy. Ludzie są zadowoleni tym bardziej, że ich ojczyzna posiada bombę atomową, równa jest więc dalekiej Ameryce. Tylko flotylla Dalstroju pływa jak przed wojną wożąc pod pokładami statków kolejnych więźniów na Kołymę. Zdarzają się oczywiście zwolnienia z obozów, ale bez prawa do powrotu do rodzinnych domów. Taki los spotkał Kiryła Gradowa, do którego na dożywotnie zesłanie przybyła nie widziana przez dziesięć długich lat żona. Oboje próbują poukładać sobie życie nie wiedząc, ze tuż za drutami obozu przebywa ich przybrany syn.
Tak, wojna zmasakrowała rodzinę Gradowów. Nikita poległ w ostatnich dniach wojny, jego żona uciekła z kraju, a ulubieniec starego lekarza, Borys, skończył pełnić zaszczytną służbę wojskową gdzieś w dalekiej Polsce i wraca pod opiekę dziadka. Młodzieniec ma wielkie plany na przyszłość, niestety jego bohaterskie czyny wojenne nie kompensują złej przeszłości. Wuj trockista i matka uciekinierka. Tego nie są w stanie przykryć własne zasługi i nim ojca, marszałka Gradowa. Naszemu bohaterowi pozostają studia medyczne, do których czuje wstręt i sport, dzięki, któremu staje się rozpoznawalny w wielkim mieście. Wkrótce też stanie się nasz Borys ulubionym zawodnikiem drużyny Wasilija Stalina. Sielankę tą jednak przerywa porwanie przez ludzi wszechwładnego Berii kuzynki naszego bohatera i sprawa kremlowskich lekarzy, sprawa, która sprawiła, że stary profesor Gradow wreszcie przestał się bać. Książkę kończy śmierć Stalina i zapowiedź lepszego jutra.
Niestety na tym tomie Aksionow zakończył swoją sagę. My jednak, obok zachwytów, możemy zacząć dywagacje o tym jak dalej potoczą się losy rodziny. Wszak Związek Radziecki czkać będzie kilka swoistych rewolucji. Malenkow zostanie odsunięty od władzy przez Chruszczowa, ten z kolei zostanie utrącony przez Breżniewa. Rodzina Gradowów będzie więc świadkiem tłumienia rewolucji węgierskiej, interwencji w Czechosłowacji czy interwencji w Afganistanie. Potem mocarstwo się rozpadnie na wiele republik i będzie prowadziło dwie wojny w Czeczenii. Urosną w siłę „nowi Ruscy”, powstanie kasta oligarchów, a Rosja nigdy nie wejdzie na drogę demokracji. Kim będą Gradowowie? Czym będą się zajmować i jakich wyborów będą dokonywać? Pytania, pytania, wieczne pytania, których odpowiedzi będą już na zawsze zabraną do grobu tajemnicą Aksionowa. Pozostaje nam więc zadawać sobie pytania i zachwycać się tym, co zostało napisane.