Nigdzie prawdziwy "Adam" nie ujawnia się tak, jak w niewoli. Wszystko, co zostało zdobyte przez wychowanie, wszystko nabyte, wszystko, co nie należy do jego istoty, opada z niego. Więzienie zmusza z biegiem czasu do zaprzestania wszelkiego udawania, wszelkiej zabawy w chowanego. Człowiek ujawnia się w całej swej nagości (...) Zdawałoby się, że jednakowy los i wspólne cierpienie powinny prowadzić do niezniszczalnej, nierozerwalnej wspólnoty, do niezłomnej solidarności. Nic błędniejszego. Nigdzie bezwstydny egoizm nie ujawnia się w sposób tak jaskrawy, jak w niewoli; im twardsze w niej życie, tym bardziej rażące jest egoistyczne zachowanie się, wynikające z instynktu samozachowawczego.
Ten fragment wspomnień komendanta obozu koncentracyjnego brzmiał mi w głowie, kiedy czytałem tę książkę. Osamotniona, praktycznie uwięziona społeczność, skazana na samowystarczalność, zagrożona deficytem żywności. To wystarczy, by normy społeczne, poczucie solidarności i empatii praktycznie upadły. Zaczyna się liczyć tylko poczucie bezpieczeństwa, a to daje tylko możliwość pozyskania odpowiedniej ilości pożywienia. W takich społecznościach mądrość określana jest ilością kalorii, jakie poszczególny jej członek może spożyć każdego dnia. W takich sytuacjach tworzą się nowe grupy społeczne. Ci, którzy mogą wytwarzać żywność, mają jej odpowiednie zapasy lub po prostu posiadają broń i są zdeterminowani, by ją odebrać słabszym, stoją na samym szczycie. Inni mogą ją pozyskać oferując w zamian przydatne przedmioty, kosztowności lub własne ciała. Pieniądze się bowiem nie liczą, liczą się dobra, lub ich brak. Jednocześnie jeden człowiek staje się dla drugiego konkurencją. Wiadomo bowiem, że możliwości wytwarzania żywności są ograniczone, część społeczności skazana jest na zagładę. Najpierw jednak całość musi przejść etap obojętności i niechęci, stopniowo przechodzącej we wrogość.
A cała ta historia zaczyna się banalnie. Pewnego dnia Islandia straciła kontakt z resztą świata. Początkowo życie nie ulega zmianie. Tylko brak informacji z innych części świata może skłaniać do niepokoju. Jednak stopniowo pojawiają się braki w zaopatrzeniu. Importowana żywność i benzyna. Potem półki w sklepach zaczynają świecić pustkami. Rząd stara się znaleźć winnych. Opozycja jest świetnym celem ataków, zwłaszcza w chwili, gdy to władza dysponuje rezerwami i decyduje o ich dystrybucji. Kraj zmierza w stronę dyktatury, a rządzący, zgodnie z zasadą dziel i rządź, z powodzeniem skłócają, zgodne dotychczas i przyjazne, społeczeństwo. Najpierw powinniśmy nakarmić rodowitych Islandczyków. To zdanie wypowiadają zarówno funkcjonariusze służb porządkowych, jak i zwykli ludzie. Pewnie ich niechęć do obcokrajowców, zarówno tych, którzy przybyli zwiedzać, jak i tych, którzy osiedlili się na wyspie przed laty, nie była świeżej daty, ale właśnie otrzymali oni społeczne i rządowe przyzwolenie na ksenofobię, a przyzwolenie to uzasadniać miał niedobór i troskę o współobywateli. Tak, wielkimi słowami usprawiedliwić można każde draństwo i każdą podłość i nikt nie będzie czuł gniewu, zawstydzenia czy choćby tej strasznej bezsilności, dopóki skutki nie dotkną go osobiście.
W takiej właśnie sytuacji jest Hjalti. Niegdyś wzięty dziennikarz, stał się tubą propagandową rządu. Jest jednym z tych, którzy stoją na samym wierzchołku społeczności. Hjaltiego nie dotknie głód, czasami tylko doskwiera samotność, szczególnie gdy myśli o dawnej partnerce, Marii. Nie wie, że kobieta znalazła się na samym dnie społeczności, że opuściła ją córka, by związać się z lokalnym gangiem, że sama Maria opuściła dom i próbowała szukać szczęścia na jednej z farm, że w końcu, jako jedna z obcych, została umieszczona w czymś, co eufemistycznie określano mianem ośrodka deportacyjnego. Kiedy poznaje prawdę, kiedy zrozumie, że był jedynie elementem w machinie terroru i niesprawiedliwości, staje przed wyborem : pełny brzuch, czy człowieczeństwo.
Książka Sigridur Hagalin Bjornsdottir to historia, która wydarzyć się może w każdej chwili i w każdym miejscu globu. Tak niewiele potrzeba, by zetrzeć z nas wszystkich tę cienką powłokę cywilizacyjną, b całe nasze człowieczeństwo sprzedać w zamian za pełne brzuchy, nawet kosztem przekonań czy drugiego człowieka. Co może być jeszcze gorszego? Chyba tylko to, że na drugiego człowieka patrzeć będziemy jak na pożywienie.