
REKLAMA
Nikola Tesla. Największy z zapomnianych, geniusz, który był odpowiedzialny za większość istniejących dzisiaj wynalazków. Wizjoner, ekscentryk i człowiek, który stworzył wiek dwudziesty.
To fascynujące jak to człowiek, który był swego rodzaju celebrytą, przez wszystkich znany, zaś jego życiem i dokonaniami interesowali się wszyscy, w ciągu kilkunastu lat został niemalże zapomniany. Nikola Tesla – geniusz swoich czasów, umysłem prześcigającym sobie współczesnych – był jednym z największych rywali Edisona. Choć Tesla był od niego dużo inteligentniejszy, to ten drugi przeszedł do historii. Jakim cudem się tak stało, co poszło nie tak na drodze zawodowej Tesli, że ze szczytu sławy przeszedł w zapomnienie, a jego już zrealizowane wynalazki nieodmiennie przypisywane są komuś innemu.
Tym wszystkim zajęli się panowie Słowińscy w fabularyzowanej biografii Nikoli Tesli – „Nikola Tesla. Władca piorunów”. Na niecałych pięciuset stronach zawarli cały żywot serbskiego wynalazcy, robiąc szeroki ogląd na wszystkie jego dokonania począwszy od dzieciństwa na ostatnich dniach skończywszy. Postać, którą wzięli na celownik sama w sobie jest fascynująca i intrygująca, tak więc potrzeba byłoby niemało trudu, by to zepsuć. Na szczęście Słowińscy nie poszli po najmniejszej linii oporu i nie zrobili klasycznej polskiej biografii [czyli faktów przeplatanych wygrzebanymi dokumentami i zdjęciami], stawiając na może mniejszą precyzję, ale większą dynamikę i przystępność lektury.
Do trochę denerwujących zabiegów należy przetykanie narracji dotyczącej Tesli licznymi anegdotkami i historyjkami opowiadających o innych sławnych osobach, z którymi zetknął się wynalazca w ciągu swojego życia. Niby dobrze, że Słowińscy mają szeroki ogląd historii i nie skupiają się tylko na tytułowym władcy piorunów, ale i zarysowują cały kontekst. Jednak sposób, w jaki to autorzy robią, jest denerwujący. Wtręty o innych postaciach, często pojawiających się na zasadzie piątej wody po kisielu [np. anegdota o deserze melba, która w książce zaistniała dlatego, że Słowińscy opowiadali o zaprzyjaźnionej z Teslą rodziną, u której bywał mąż pani, na cześć której powstał ów słynny deser], wybijające czytelnika z rytmu.
Widać, że Słowińscy przyłożyli się do swojej książki, czuć ich fascynację postacią Tesli. Z pełnym zaangażowaniem przytaczają kolejne sceny z życia wynalazcy, próbując dociec, skąd się brały jego pomysły i śledząc jego karierę. Niestety jest to książka z tezą – ta zaś głosi, że Nikola Tesla był geniuszem. I choć trudno się z tym sprzeczać, to panowie Słowińscy postanowili przekonywać o tym czytelnika do ostatku, co rzutuje mocno na samą pozycję. Głównie dlatego, że autorzy za bardzo skupili się na pisaniu niemalże peanów na cześć Serba, by skupić się mocniej na wynalazkach Tesli [niektóre są podsumowane jednym czy dwoma zdaniami].
Jednak „Nikola Tesla. Władca piorunów” to lektura, z którą warto się zapoznać, a przynajmniej spróbować. Tesli poświęca się zdecydowanie zbyt mało czasu, więc każda pozycja jest na wagę złota – nawet jeżeli nie jest najwyższych lotów.
Marta Kraszewska
Marta Kraszewska
