Drzewa. Wysokie, często rozłożyste i potężne, dające człowiekowi cień i tlen, ale często przez niego samego niedostrzegane. W zasięgu wzroku widać zazwyczaj jedynie jego pień, może kilka niżej położonych gałęzi, ale kto podnosi głowę, by spojrzeć na jego szczyt? Kto zastanawia się, jakby to było znaleźć się na jego wierzchołku i z tamtej perspektywy zobaczyć świat?
Takim człowiekiem bez wątpienia jest James Aldred, który wpierw wspinał się na drzewa, dziecięciem będąc, a potem ze swojego hobby uczynił zawód. Potężne rośliny, jakimi były dla niego zwykłe drzewa rosnące niedaleko domu, zamienił na takie, które z łatwością można zaliczyć do najwyższych na świecie.
Peter Aldred dorastał w południowej Anglii, gdzie drzewa, choć niewątpliwie śliczne, pobudzające wyobraźnią i dla mieszkańców kontynentu z pewnością wielkie, to jednak w niczym nie można ich porównać z gigantami, na które wspina się zawodowo. Pewnie właśnie dlatego o wspinaczkach lat dziecinnych wspomina on jedynie, by mieć punkt odniesienia do reszty swojej kariery, głównie poświęcając swoją uwagę najciekawszym wyprawom związanymi z wykonywanymi pracami.
Sam zawód, jaki Aldred wykonuje może brzmieć dziwnie, od razu nasuwa się bowiem pytanie, gdzie tak właściwie taka ekscentryczna działalność może mieć zastosowanie, dlatego dobrze też, że autor ciągle wspomina o zleceniach, o tym, na czym właściwie zarabia i jak wszechstronnie wykorzystywana może być jego niezwykła specjalność [są tu i badania, i praca przy programach dokumentalnych, i czymś w rodzaju reality-show].
„Człowiek, który wspina się na drzewa” to więc zapis pracy Aldreda przy kolejnych zleceniach, przy dziesięciu różnych drzewach, w różnych zakątkach świata [kto by pomyślał, że w Maroku mogą być jakieś ciekawe – pod względem wspinaczkowym – drzewa]. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że lektura wchodzenia na drzewa, zdobywania szczytu i schodzenia może być nudna. Aldred pisze bowiem z ogromną pasją, którą czuć w jego słowach – trochę jakby opowiadał znajomym przy piwie o ostatniej swojej przygodzie – barwnie, dodając jakieś anegdotki, nie bojąc się przytoczenia niebezpiecznych czy głupich dla niego sytuacji. Sam proces zdobywania szczytów opisuje jak wypełnianie kolejnych wyzwań, pokonywanie kolejnych swoich słabości, a przez to przesuwanie granicy coraz dalej, coraz wyżej zawieszając poprzeczkę.
W tym wszystkim czuć też ogromny szacunek. Do przyrody – jej potęgi, jej wielkości i możliwości. Tego, jak potrafi odrodzić się z popiołów, jak pomimo ingerencji człowieka trwa i trwa, rządząc się własnymi, nieraz ciężkimi, prawami. Ale także do kolegów po fachu, wszystkich, którzy pokonywali swoje słabości, którzy spojrzeli w koronę drzewa i stwierdzili, że zmiana perspektywy może być dobra.
James Aldred pisze prostym, zrozumiałym językiem i nie uderza w patetyczne tony. Jego „Człowiek, który wspina się na drzewa” to po prostu chęć podzielenia się ze światem swoją pasją, pokazanie innym, że drzewa to nie tylko wielkie pnie, które zawsze niespodziewanie pojawiają się na środku drogi, gdy tego najbardziej się człowiek nie spodziewa, ale jest też swoistym mikrosystemem, a jego odkrywanie może być fascynujące.
Marta Kraszewska