„Było to na początku kwietnia, Bernard Longueville spędził zimę w Rzymie.” Tak rozpoczyna się historia Bernarda, młodzieńca bez planu na życie, za to bez wahania wykorzystującego swój majątek do wojaży po Europie. Nudę przerywa spotkanie w Sienie tajemniczej Amerykanki, z którą drogi chwilę później przecinają się w Baden-Baden…
Polska powoli dogania Zachód, tłumacząc kolejne powieści Henry’ego Jamesa. Co prawda sporo jeszcze tytułów brakuje po polsku – większość póki co dostępna jest jedynie po angielsku, ale dzięki pracy wydawnictwa Prószyńskiego systematycznie zmniejsza się liczba brakujących książek. To i piękna, estetyczna szata graficzna sprawia, że aż kusi stawianie na półce kolejnych powieści Henry’ego Jamesa.
Najnowszym polskim tytułem jest „Zaufanie”. Oryginalnie wydana w odcinkach w „Scribner’s Monthly” to jedna z krótszych i mniej znanych powieści Henry’ego Jamesa. To także jeden z tych tytułów bez drugiego dna, którego lekka historyjka miłosna jest de facto jedyną treścią. To i obowiązkowe dla Jamesa wątki społeczne, charakterystyka życia ludzkiego, rozbieranie na czynniki pierwsze każde słowo, działanie i interakcję. Prawdziwa uczta dla wyobraźni.
Pozornie nic się nie dzieje – bohaterowie rozmawiają ze sobą, dogryzają sobie i proszą o porady. Spotykają się w rożnych miejscach w Europie i w Stanach, by kontynuować przerwaną przez wyjazd któregoś z nich rozmowę. A jednocześnie – w tych fragmentach rozmów i opisach kolejnych spacerów kryje się cała siła powieści. Dzieje się tam wszystko – w tych zniuansowanych gestach, w tych przekomarzaniach i igraniem na granicy konwencji społecznych. W pozornie nic dziejących się scenach, wydarza się mnóstwo, trzeba tylko umieć to dojrzeć między wierszami.
Zwłaszcza, gdy Henry James do tych scen wrzuca tak ciekawych bohaterów. Jest więc Bernard Longueville, główny bohater, artysta-amator, co to większego planu na życie nie ma, niby to jest cyniczny, ale wybija z niego sentymentalista. Jest Gordon Wright, największy przyjaciel Bernarda, bogaty naukowiec poszukujący żony. Jest Angela Vivian, enigma, z którą każda rozmowa staje się groźną potyczką. Jest jej matka wierząca w małżeństwo z miłości, ale jednocześnie przekonującą do wyboru z rozsądku. Jest wreszcie Blanche Evers, podopieczna pani Vivian, trzpiotka, której słucha się z pobłażliwym uśmiechem. Niby wszyscy są kliszami, ale tylko pozornie, bo w każdym z nich kryje się ten pierwiastek czyniący z nich oryginalne i jedynych takich bohaterów. Co kumuluje tylko fakt, że o żadnym z nich nie da się powiedzieć niczego z niezachwianą pewnością.
Do „Zaufania”, tak jak i do innych powieści Jamesa trzeba podejść z odpowiednim nastawieniem. Bez sceptycyzmu, ale z największą uwagą. Pozwolić się dać oczarować słowom i stylem autora, każdym w punkt i dostrzec, jak wiele może kryć się w błahych z pozoru scenach.
Marta Kraszewska