Życie Elliota powoli wraca do normalności po tym, jak pokonał Tanatosa i zdobył jeden z kamieni chaosu. Co prawda ma teraz na głowie całą rodzinę bogów i jedną zwariowaną byłą członkinię Rady Zodiakalnej, zaś przeciwko sobie ma wściekłego demona śmierci i swojego nauczyciela historii, ale generalnie nie może narzekać.
Jednak czas biegnie, stan zdrowia jego matki się pogarsza – co mocno powiązane jest z otrzymanym listem – zaś z tyłu głowy Elliota cały czas pobrzmiewają słowa Tanatosa, który proponował w zamian za kamienie chaosu uleczyć mamę chłopaka. Do tego jego nauczyciel od historii wyraźnie się na niego uwziął, a do Panny z trudem docierają normy społeczne.
W tym nastroju rozpoczyna się druga część przygód Elliota Hoopera, niesfornego, pomysłowego i dzielnego nastolatka, który przez przypadek zostaje wciągnięty w śmiertelnie groźne poszukiwania kamieni chaosu. Z pomocą rodzinki greckich bogów i Panny, byłej członkini Rady Zodiakalnej, rzuca wyzwanie Tanatosowi. A to nie wszyscy bohaterowie, bo Maz Evans idąc za ciosem, dalej eksploruje stworzony przez siebie świat, ściągając – choćby na chwilę – do fabuły znanych z greckiej mitologii. Pojawia się więc Jazon, Nyks czy Herakles – i co ważne, udało się uniknąć pójścia tropem Ricka Riordana.
Jest bowiem oczywistym, że jeśli chodzi o wykorzystanie mitologii w powieściach młodzieżowych spod znaku przygody, to króluje w tym Rick Riordan. To on otworzył nastolatków na starożytne religie, uwspółcześniając bogów i herosów, jednocześnie niszcząc dystans, jaki można byłoby względem nich mieć. Pod tym względem więc Evans miała nieco łatwiej – przed sobą już przetarte szlaki, trzeba było tylko dobrze zagospodarować bohaterami, nie powtarzając pomysłów Riordana.
To na szczęście się udało. W dodatku nie czuć tu tworzenia postaci na zasadzie – to już ktoś wykorzystał, to może zrobimy to tak – tylko rzeczywiście jest na tych współczesnych bogów pomysł. Co cieszy, aczkolwiek czasem zastanawia proces decyzyjny – w jaki sposób Evans doszła np. do Persefony prowadzącej kabaret? Ma to nawet sens w kontekście historii, ale jak autorka na to wpadła?
Pomysł jest także na historię i poboczne postacie. Choć względem pierwszej części „Po prostu misja” jest spokojniejsza i Maz Evans skupiła się na rozwijaniu bohaterów, wątków z poprzedniego tomu i na budowaniu podłoża do konfliktu w następnym tomie, to druga część jest równie przyjemną lekturą. Nawet jeśli sporo czasu poświęcone jest stricte budowaniu postaci drużyny, to, gdy już dochodzi do starć, widać, że autorka nie zlekceważyła scen akcji.
„Po prostu misja” to kolejna garść ciekawych przygód gromadki bohaterów, którą czytelnicy poznali w „Kto wypuścił bogów?”. Idealna mieszanka humoru i powagi, akcji i rozmyślań, świetna pozycja dla miłośników powieści przygodowych dla młodzieży, jak i dla każdego, kto lubi się trochę pośmiać i nie ma nic przeciwko uwspółcześnionym adaptacjom.
Marta Kraszewska