Czternaście opowiadań, czternaście sytuacji, w których Jaume Cabre postawił swoich bohaterów, nie oszczędzając ich, a wręcz przeciwnie, pastwiąc się nad ich losem, pokazując nam, że życie nie tylko płata nam figle, ale w istocie jest ono walką. Zwłaszcza z własnymi uczuciami.
Muszę się do czegoś przyznać. Uwielbiam Jaume Cabre. Ten Katalończyk potrafi ja nikt inny, wspaniale władać słowem i kreować zupełnie nieprawdopodobne scenariusze. Od kilku lat maj kojarzy mi się z wydaniem nowej książki Cabre i to właśnie to jest jednym z powodów, dla których czekam na ten miesiąc. Mój brak obiektywizmu w przypadku tego Autora wyraża się również unikanie odpowiedzi na pytanie, która z książek Cabre jest najlepsza. Wszystkie one są wspaniałe.
Te czternaście opowiadań stanowi clou pisarstwa Cabre, gdzie geografia, czy historyczne realia nie są istotne, ważny jest człowiek, jego przeżycia, ten garb, dźwigany przez całe życie, garb, którego istnienia często sobie nie uświadamiamy. Ważny jest człowiek wraz z wszelkimi swoimi słabościami i pragnieniami. I czytając uświadamiamy sobie, że obojętnie gdzie się znajdujemy, czy w drodze z Amsterdamu do Łodzi, czy w katalońskim więzieniu, czy też na wojnie w Bośni, ludzie cierpią w taki sam sposób, choć nie uświadamiają sobie tego podobieństwa. Nic dziwnego, wszak bliższa ciału koszula, a jeśli uświadomimy sobie, że każdy ze swoimi problemami pozostaje sam, samotny jak tylko można być w tłumie ludzi, zrozumiemy bohaterów naszych opowiadań. Nasze wybory są dla innych niepojęte. Nie potrafimy zrozumieć więźnia, który rezygnuje z ucieczki by przeczytać listy od ukochanej córki podobnie jak nie pojmiemy na wpół skretyniałego żołnierza zabijającego własną matkę. Już prędzej zrozumiemy intencje muzyka, który stracił serce do występów czy choćby szlifierza diamentów, zdolnego hochsztaplera opętanego żądzą posiadania. A uczeń Bacha, który niszczy ostatnie dzieło swego Mistrza, którym ten zaprzecza całej swej twórczości? Rozumiemy zarówno jego ból, jak i tragizm wyboru. Tak, Cabre nie oszczędza ani bohaterów, ani czytelnika, jednak najbardziej znęca się nad bohaterem Testamentu, zwłaszcza w ostatnich zdaniach tego opowiadania.