Pięćdziesiąt milionów istnień ludzkich. Tyle, według oficjalnych danych, kosztowało Chiny przekształcenie państwa w komunistyczny reżim, a raczej spełnienie woli Mao Tse Tunga. Chiny za jego rządów norweski historyk, Torbjorn Faerovik, określił mianem cesarstwa cierpienia.
W chińskiej tradycji pełnienia rządów przyjęła się supremacja woli jednego człowieka nad wolą milionów. Wola cesarska była święta. Rozumieli to przez tysiąclecia Chińczycy, rozumiał to też marksistowski rewolucjonista, który w marcu 1949 roku szykował się do zajęcia stolicy kraju. Tego dnia miała zwyciężyć rewolucja komunistyczna, która miała przynieść zwykłym ludziom poprawę losu. Na razie jednak przyniosła terror i poszukiwanie przeciwników politycznych, dawnych zwolenników nacjonalistycznego Kuomintangu. Głód, niedożywienie, jak również późniejszą pogardę, jaką jeden człowiek może żywić wobec drugiego, tylko z tego powodu, iż ten nie podziela jego politycznych poglądów, miały przyjść później.
Ten niepozorny, ale dla Mao ważny dzień, otwiera książkę norweskiego historyka, Torbjorna Faerovika. Mao, cesarstwo cierpienia, to kolejna pozycja z cyklu „Oblicza zła”. Zaiste, gdybyśmy starali mierzyć poziom zła, cierpieniem, głodem i liczbą ofiar śmiertelnych, Mao zająłby jedno z pierwszych miejsc w rankingu zbrodniczych dyktatorów świata. Tworzenie takiego rankingu doprowadziłoby nas jednak do relatywizacji zła, a przecież chodzi nam o jego zidentyfikowanie i napiętnowanie w taki sposób, byśmy potrafili jemu zapobiegać. Jeśli zaczniemy pod tym właśnie kątem analizować książkę Faerovika, uznamy, że spełniła ona swoje zadanie. Dyktator, zgodnie z zasadą rozpoznania po owocach jego rządów, występuje w niej niezmiernie rzadko. Więcej miejsca zajmują t skutki rządów partii komunistycznej i uporczywego trzymania się dyktatora władzy. Z dyktaturą jest bowiem taki problem, że każdy z dyktatorów chce zostać emerytowanym zbawcą narodu, w nieskończoność przesuwając swój emerycki odpoczynek.
Mao nie był pod tym względem wyjątkiem. Cierpiący na chorobliwą ambicję i marzący o przyszłej supremacji Chin, podejmował działania nie tylko nieprzemyślane, co zbrodnicze. Opowieści świadków i bezmyślnych wykonawców zbrodni, nie pozostawiają złudzeń. Marzenia Mao były zbyt kosztowne dla chińskiego społeczeństwa. Nędza i głód, oto co przyniósł wielki skok, marzenia o broni nuklearnej czy rewolucja kulturalna. Ta ostatnia zaowocowała również licznymi upokorzeniami, podziałem narodu i brakiem nadziei na przyszłość. Dodatkowo doprowadziły do rozluźnienia więzów społecznych. Szczucie młodzieży, podatnej na sprzeciw wobec starszego pokolenia, spowodowało deprawację młodych ludzi, wykorzystywanych do partyjnych rozgrywek.
Nie jest więc to tylko książka o komunistycznych zbrodniach. To przede wszystkim ponadczasowe i ponadnarodowe ostrzeżenie przed złożeniem władzy w rękach zbyt ambitnego i za mało szanującego ludzi, człowieka.