Studium bólu. Tym jedynym określeniem można nazwać tę książkę. Zapis cierpień umierającego człowieka, obserwacja własnego i obcego bólu, satysfakcja z możliwości zdawania cierpień, a wszystko to opisane w przerażający wręcz sposób. Tak mogą pisać tylko wielcy pisarze.
Przyznam się od razu do tego, że zarówno lektura tej książki, jak i pisanie o niej, wywołują ból duszy. Lektura o umieraniu, bólu i obserwacji cierpień innych musi pobudzać empatię. Umierający, przykuty do łóżka młody mężczyzna, zabija czas sporządzając zapiski. W taki oto sposób powstaje unikalny zapis wędrówki po sanatoriach. Lektura czegoś takiego zawsze będzie powodować ból, a jednocześnie przykuwać do fotela.
Jak już napisałem, w książce dominuje ból, ból fizyczny. Cierpienie pacjenta w czasie zabiegów, opisane dosadnie, bez metafor, bez uwzniośleń, bez żadnego retuszu. Ból u Blechera jest czynnikiem zrównującym ludzi. Każdy przeżywa go tak samo, bez względu na status materialny czy pochodzenie. Ból wyostrza zmysły obserwacyjne i wywołuje u przeżywającego pragnienie zadawania bólu innym. Jeśli nie sposób zadać go w sposób fizyczny, to można zadać go psychice drugiego człowieka i czerpać z tego przyjemność. Nic bowiem nie sprawia takiej satysfakcji, jak świadomość i możliwość obserwacji efektu swoich działań. Unieruchomionemu człowiekowi pozostaje tylko rola obserwatora. A w obserwacji otoczenia, Blecher jest mistrzem.
Wielu określa tego pisarza mianem „rumuńskiego Schulza”. Pochodzenie i filozoficzne podejście do otaczającej rzeczywistości pozwalają nam na takie analogie. Jednak po bliższym zapoznaniu się z twórczością obu pisarzy, nie zgadzam się z tą tezą. Blecher jest dosadny, nie idzie metafory w opisie rzeczywistości, wykorzystuje tylko swoją wyobraźnię do opanowanie rzeczywistości i czyni to po mistrzowsku, a studium bólu, który właśnie przeczytałem, na długie lata pozostanie w mojej pamięci.