Józef Rotblat. Polski fizyk, radiolog, współtwórca bomby atomowej, wreszcie założyciel pacyfistycznego ruchu Pugwash, laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Tyle dowiesz się Czytelniku ze wstępu do polskiej wikipedii. Nie dowiesz się jednak, bo to niepojęte, jak to się stało, że nie zaistniał On w polskim panteonie noblistów.
Kiedy zacny Czytelniku zapytają Cię o polskich noblistów wymienisz Wałęsę, Reymonta, Sienkiewicza, Szymborską oraz Skłodowską Curie. Być może zająkniesz się o Singerze, na pewno jedna nie wspomnisz o Józefie Rotblacie. Z niewiadomych przyczyn państwo polskie zrezygnowało się ze szczycenia się pochodzeniem laureata Pokojowej Nagrody Nobla z 1995 roku. Takie postępowanie sprzeczne jest z naszą miłością własną. Polska to Chrystus Narodów, więc Rotblat, współtwórca bomby atomowej i działacz na rzecz ograniczenia zbrojeń atomowych, naukowiec uhonorowany brytyjskim tytułem szlacheckim, wreszcie człowiek, który do końca swoich dni powtarzał, że jest Polakiem z brytyjskim paszportem. Czyżby lenistwo wywołane powszechną komercją kazało nam zapomnieć o naszym wielkim rodaku? Być może, bowiem ja sam, który z fizyką miałem niewiele wspólnego, miałem szczątkową wręcz wiedzę o naszym bohaterze.
Przekleństwem naszego wieku jest powszechna niepamięć. Józef Rotblat swą sławę zdobył poza granicami kraju, niewiele więc wiemy o polskich wątkach naszego noblisty, co przyznała sama Joanna Roszak. Odtwarzając młodość Rotblata, Autorka wykonała tytaniczną pracę, przywołując jednocześnie oczom czytelnika atmosferę żydowskiej Warszawy. Wielokulturowość i wielo religijność, mieszanie się kultur, ciągła walka o utrzymanie i wybicie się ponad przeciętność. Właśnie w takich warunkach, najpierw uczeń chederu, a potem absolwent szkoły rzemiosła zakłada niewielką firmę, nie porzucając jednak nauki. Zdobyty tytuł magistra Wolnej Wszechnicy Polskiej stał się dla niego przepustką do nowego życia. Nauka pod okiem profesora Wertensteina, praca pracowni radiologicznej, wreszcie wielka miłość, małżeństwo i coś, co przekraczało marzenia chłopca z Nalewek- praca pod kierunkiem jednego z najwybitniejszych fizyków brytyjskich, Jamesa Chadwicka. Od momentu wybuchu wojny aż do 1944 roku, Rotblat bombarduje władze polskie, pytaniami o możliwość zaangażowania się w walkę o wolną Polskę, oraz podejmuje heroiczne starania o wydostanie swej żony z terenu okupowanej Polski.
Zaiste, ten etap życia Rotblata, zapomniany, traktowany, ze względu na jego późniejsze zaangażowanie w ruch pacyfistyczny, nieco po macoszemu. A przecież to gotowy scenariusz na kilka opowieści. Opowieść o biedzie, o ciągłym jedzeniu gotowanych ziemniaków, o produkcji bimbru, przez ojca naszego Noblisty, o codziennej walce o byt i lepsze wykształcenie. To też opowieść o zdrowych, naukowych ambicjach, takich, które jeszcze nie przyjmują do wiadomości zagrożeń ze strony polityków i wojskowych, którzy każdym wynalazku widzą sposób na stworzenie śmiercionośnej broni, lub choćby źródła politycznego nacisku. Taka opowieść o zdrowym pragnieniu odkrycia czegoś nowego, nieco naiwnym w pokładanych nadziejach na to, że wynalazek poprawi życie zwykłych ludzi. Wreszcie może to być opowieść o wielkiej, ale tragicznie zakończonej miłości dwójki ludzi, których nieszczęściem było życie w XX wieku. I wreszcie dochodzimy do kolejnych opowieści. O tym jak przekonany o tym, że alianci powinni wyprodukować bombę atomową wcześniej niż hitlerowskie Niemcy, naukowiec włącza się w badania nad nową bronią, by potem niczym Szaweł z Tarsu, oślepiony jej niszczycielską mocą, stać się jednym z jej najzagorzalszych przeciwników. Te kilka opowieści splata się w jedną, a sposób pisania przez Joannę Roszak, wymusza u czytelnika refleksję, zarówno nad historią i teraźniejszością, jak i nad tym, co nas, wspaniałych ludzi zachodniej cywilizacji, czeka w mniej lub bardziej odległej przyszłości. Oj, droga Autorko. Podstępnie nieco piszesz. Obiecujesz nam najpierw spacer po przeszłości, możliwość uzupełnienia braków w naszej wiedzy, by potem, ni stąd ni zowąd, zmusić do zastanowienia się nad tym, w którą to stronę zmierza nasz świat, co zostawimy naszym dzieciom i wnukom. Tak się nie robi, droga Autorko, zwłaszcza tym, którzy sięgają po Twoją książkę wieczorami. Nie dość, że nie sposób się oderwać od tego, co piszesz, to jeszcze Twoja książka długo żyje w myślach naszych.