
Reklama.
Zacznijmy od samego początku. Gdzie najlepiej umieścić pierwszą scenę, która uzmysłowi czytelnikowi, że za chwilę naprawdę zacznie się bać. Oto mamy szpital psychiatryczny, do którego trafia młody człowiek z raną na głowie. Nasz pacjent szybko przeżywa swój pierwszy nocny koszmar, by wrócić myślami do dni poprzedzających jego pierwszą noc w szpitalu. Myślisz czytelniku, że przez chwilę przestaniesz się bać? Oj, nie…. Autor zadbał, by napięcie rosło powoli, niepostrzeżenie, żebyś nie zauważył, kiedy i do Ciebie zwróci się Skarbimira.
Przygoda, a raczej koszmar naszego bohatera zaczyna się wyjazdem w Bieszczady. Ot, młoda, zakochana para rusza sobie na drugi koniec Polski, by odpocząć, pobyć ze sobą, nacieszyć się własną obecnością i oderwać o codzienności. Te Bieszczady zaczynają działać na naszą parę dość dziwnie. Nie byłbyś zaskoczony, Czytelniku, gdyby nasza para postanowiła zostać tam, zacząć hodować owce i pędzić żywot człowieka poczciwego. Jednak naszą parę zaczynają dręczyć koszmary i wizje. Czy to efekt złych snów, tajemniczej książki, czy też znamienia na twarzy dziewczyny? A może nasza para nie powinna jechać na jedną ze swoich wycieczek? W tym miejscu muszę przerwać, bo za spolerowanie takiej książki byłbym ukarany chłostą. Powiem jedno, Kopiec wykorzystując znane wcześniej kanony horroru, dodając do nich element baśniowy i znane nam konwencje romansu, porwie Cię, czytelniku, do własnego świata i nie wypuści, aż do tego ostatniego zdania, które zapowiada ciąg dalszy.
I mam nadzieję, że będzie on równie zajmujący.