
Korea Północna, miejsce, które kojarzy się nam z wielkim gułagiem, gdzie można za byle odstępstwo trafić za kraty, lub stracić życie. Owszem, Korea nie jest rajem na ziemi, jednak w tym azjatyckim, komunistycznym monolicie widoczne są rysy i to głębokie, zwiastujące przyszłą erozję systemu.
REKLAMA
Daniele Tudor i James Pearson zrobili coś, co chyba nikomu przed nimi nie przyszło do głowy. Postanowili dociec, jak naprawdę wygląda północnokoreańska rzeczywistość. Jeśli jesteś drogi Czytelniku zaskoczony, że nikomu wcześniej się to nie udało, zważ, że taka codzienność, realia życiowe są tematem niemedialnym. Trudno bowiem konkurować z wizją stosów trupów, bestialstwem strażników, głodem…. Przy czymś takim wizja statystycznego Koreańczyka, który unika odpowiedzialności dzięki przekupstwu, który na pendrivie przechowuje zakazane filmy, posługuje się telefonem komórkowym i tabletem, wychodzi na dążenie do relatywizacji systemu. Podkreślić również należy, że książka ta powstała w wyniku umiejętnego zadawania pytań rozmówcom. Uciekinierzy z raju dynastii Kimów będą zawsze podkreślać swoją martyrologię, pomijając iście łotrzykowskie sposoby na unikanie odpowiedzialności za swoje „antysystemowe” występki.
Erozja systemu, na razie niedostrzegalna, ma swoje źródła w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Wedy to miała miejsce klęska głodu, w wyniku której, według różnych szacunków, straciło życie od dwustu tysięcy do trzech milionów mieszkańców kraju. Państwo zawiodło swoich obywateli, a ci, zmuszeni do samodzielności, nauczyli się jej, co spowodowało, że zasiane zostało ziarno urynkowienia, w skali co prawda minimalnej, ale względnie trwałej, a także pociągnęło za sobą emancypację kobiet. Władze Korei tolerują ten stan rzeczy. Dopóki bowiem nikt nie będzie nawoływać do obalenia dynastii Kimów, kreatywność mieszkańców zmniejszyć może skutki ewentualnych, przyszłych klęsk głodu. Tam jednak, gdzie istnieje mały kapitalizm, tam źle opłacany urzędnik państwowy jest skłonny do przymknięcia, za określoną opłatę, oczu na wykroczenia, a nawet przestępstwa. Czy to jednak znaczy, że koreański komunizm szybko upadnie? Prawdopodobnie do tego droga jest jeszcze długa, niemniej jednak warto spojrzeć na inną Koreę, na ludzi, którzy żyjąc w nieludzkich warunkach starają sobie poprawić życie i jakoś im się to udaje.
Słowem, to Korea, o jakiej nie słyszeliście, bo żaden dziennikarz nie chciał wyjść poza martyrologię ofiar systemu.
