To wyglądało na zbrodnię doskonalą. Ślady szamotaniny i krwi w gabinecie pofesora. Na teren uczelni, znajdującej się w budynku zamku cesarskiego, nikt nie wchodził, ani nie wychodził. Zniknięcie uczonego zauważył następnego dnia jego asystent. Sam porwany nie miał wrogów, ani żadnych wad. Wątek szpiegowski wydawał się w takiej sytuacji najbardziej prawdopodobnym, tym bardziej, że do Poznania przybyła właśnie niemiecka drużyna bokserska. Komisarz Kaczmarek musi jednak znaleźć kogoś, kto przybliży mu tajemnice Zamku. Czy są tam sekretne przejścia? Czy trop niemiecki jest tym właściwym? A może rozwiązania sprawy należy szukać w tajemniczym ogłoszeniu prasowym, na które nie zwrócił uwagi nieco ciapowaty redaktor Pruchniewicz?
Ta książka wypełnia wszystko, czego szukamy w kryminale retro. Autentyczne postacie, nieco podretuszowana historia, zbrodnia i jej wyjaśnienie, a przede wszystkim podróż w miejsce, którego już nie ma. Bo nie ma tego starego Poznania, ginie powoli gwara miejska, miasto się rozbudowało i zmieniło. Sam wątek kryminalny pewnie nie jest więc najważniejszy, choć ta nieporadność policji i przestępców potrafi wywołać uśmiech na twarzy. Zachwyca ta stara obyczajowość, rodzinne problemy Kaczmarka, tarcia pomiędzy prezydentem miasta a inspektorem policji, tajemnicze zachowania oficerów dwójki i ci poznańscy ejbrzy widoczni na każdym kroku. I jeszcze ta swoista gratka dla mnie samego. Autor bowiem opisał szczegółowo miejsce, gdzie przestępcy przetrzymywali profesora, a to przecież moje fyrtle, których historia szczególnie mnie pociąga.
I tylko martwi fakt, że czytelnicy, którzy nie są związani emocjonalnie z Poznaniem nie będą odczuwać takich samych wrażeń. Ale to już ich sprawa.