Poezja powinna poruszyć czytelnikiem. Pozytywne lub zgoła negatywne emocje świadczą o tym, że nie przeszliśmy obok wiersza obojętnie. Wiersze, żyjąc w nas swoim życiem, winny zmienić nas, choćby w części. Z tego powodu raczej unikam poezji, co sprawia, że czytany wiersz potrafi wywrzeć na mnie znacznie większe wrażenie niż u poetyckiego wyjadacza. I tak właśnie stało się z tomikiem Serce w ciemności. Ferida Duraković jest poetką z którą powinienem czuć pokrewieństwo dusz, choćby ze względu na niewielką stosunkowo różnicę wieku. Niestety różnica doświadczeń sprawiła, że moje życie jawi się jako idylla. Nie doświadczyłem bowiem tego przeklętego doświadczenia, jakim jest wywołana nacjonalizmem wojna. Zrządzeniem losu nasza autorka dorastała w mieście, które jeszcze trzydzieści pięć lat temu było ikoną wielokulturowości. Wszyscy chyba pamiętamy zimową olimpiadę w Sarajewie. Obyła się ona zaledwie kilka lat po śmierci Josipa Broz Tito. Wtedy nikt jszcze nie słyszał na świecie o Slobodanie Miloseviciu, a Srebrenica znana była z uzdrowiska i kopalni soli. Zaledwie kilka lat później ziemie te spłynęły krwią. Nagle stało się ważne pochodzenie etniczne, czy wyznanie sąsiada, a górnolotne hasła o tym, że wreszcie Serbowie powinni zająć należne im miejsce, nie powinni ustępować przed innymi, zagrażającymi ich wartościom, doprowadziły do zbrodni ludobójstwa. Wojna i jej skutki widoczne są do dziś, a pokój, który wtedy nastał, okazuje się według niektórych politologów i dziennikarzy, niezmiernie kruchy.
Tak, ta wojna, a raczej jej wspomnienia, są obecne w wierszach Feridy Duraković. Doświadczenie oblężenia, doświadczenie wojny sprawia, że poetka dostrzega nagle, iż jej ojczyzna, ten wielokulturowy zlepek zarówno religii, jak i narodów, zaczyna znikać. Uczony politolog wyjaśni to nam naukowo. Powie, że zabrakło godnego następcy, kogoś z charyzmą, kto swoją osobowością scali narody. Oczywiście zgodzimy się z nim, pamiętając, że wielokulturowe były imperia. Imperium nie wymaga więzów krwi czy religii. Imperium wymaga poszanowania drugiego człowieka, lojalności wobec władz. To nacjonalizm musi skupiać się wokół symbolu, pokrewieństwa, czy sposobu oddawania hołdu bogom. A jeśli odrzucimy imperium otrzymamy jedynie masowe groby dzieci i starców chowających się w zakamarkach, ukrywających tam łzy i wstyd. I zniknie też empatia. Płaczącego za ścianą żałować będziemy tylko, jeśli jest nasz. Jeśli zaś jest obcy, może zdychać z głodu i płakać w samotności.
Zaiste Farido, Twoje wiersze są czytelne dla każdego, kto poznał wojnę i każdego, kto doświadczył pogardy, lub choć przez chwilę utożsamił się z człowiekiem odrzuconym przez ogół ludzi. Ale nawet ktoś, komu było to oszczędzone, nie powinien przejść koło Twych wierszy obojętnie. Nagle bowiem uświadomi sobie, że jest szczęściarzem, że nie dane było mu dzielić Twoich doświadczeń. Do tego, jeśli dostrzeże, że nie przekazujesz poezją nienawiści, poza wskazaniem tego przeklętego nacjonalizmu, zrozumie, że w każdej chwili szczęście, wynikające z przywileju narodzin pod odpowiednią długością i szerokością geograficzną, może zniknąć.