Wina, samooskarżanie się, wieczna trauma wynikająca z dźwięku pociągu. Ból prawdy i uświadomienie sobie i czytelnikowi natury zła. Słowem Filip David, w Polsce zupełnie nieznany, serbski pisarz i scenarzysta, przeciwnik nacjonalizmu i zwolennik pojednania i zachowania pamięci.
Narrację otwiera stukot kół pociągu. Jest natarczywy, nie pozwala zebrać zasnąć, odpocząć czy choćby zebrać myśli. Wygania z domu, choć ucieczka przed nim nie ma sensu jest bowiem wszechobecny i rozlega się nawet tam, gdzie nigdy nie było linii kolejowej. Ten dźwięk brzmi już kilkadziesiąt lat w głowie Alberta Wajsa. To dźwięk przypominający mu o dniu, w którym zawiódł, choć tak naprawdę niczemu nie był winny. Dzień, w którym wyrzucony z pociągu, zgubił swego brata. Tylko przypadek sprawił, że to Albert został znaleziony przez niemieckiego leśnika, że działo się to w śnieżną i mroźną noc, że leśnik był przemarznięty, że chciał najpierw wejść do domu, a sam Albert wpadł w oko żonie leśniczego. Te kilka przypadków sprawiło, iż skazany na śmierć dostał szansę życia. Ale na tym świecie nic nie jest za darmo, a Albert nie nadawał się na wejście w rolę Hansa, tragicznie zmarłego potomka rodziny leśnika. A Albert nie jest gotów skorzystać z danej mu szansy na to, by stać się kimś innym. Po latach, w czasie konferencji dotyczącej II wojny światowej, Albert ma okazję zajrzeć w miejsce, gdzie przechowywana jest pamięć i staje przed pokusą jej wyczyszczenia i zdobycia nigdy nie zaznanego spokoju.
Wydaje się, że prawdziwe zwycięstwo zła polega na wiecznej traumie, wiecznym strachu i ciągłym przeżywaniu wydarzeń z przeszłości. Czy jednak kompletny brak pamięci będzie błogosławieństwem? Wszak Hioba do ziemi, by ta nie kryła krwi niewinnie zamordowanego, by krzyk jego nie ustawał. Krzyk, który jest wołaniem nie o zemstę, ale o pamięć, nie o wymierzenie kary do siódmego pokolenia i przeklinania całych nacji, ale o zwykłą ludzką pamięć, pochylenie się nad grobami ofiar, choćby tymi symbolicznymi, poszanowania miejsc, w których stracili życie, odrobina zwykłego szacunku nad ich męczeństwem, nawet już nie z czystej empatii, ale choćby z obawy, że zło może wrócić pod inną postacią, że jeden człowiek może uznać się za lepszego niż inni i koszmar kół wiozących tysiące na miejsce przemysłowej kaźni znowu do nas wróci.