Abigail po śmierci męża decyduje się na przeprowadzkę całą rodziną do Teksasu, do swojej miłości z dawnych lat. Jej córka, Deborah, jest wściekła, że musi porzucać swoje całe dotychczasowe życie dla zachcianki matki. Marzy, by jak najszybciej wyjść za mąż i uciec z małej osady, do której trafiła. A potem poznaje Fineasza.
Fineasz jest samotnikiem z wyboru, okaleczonym w wyniku wypadku sprzed lat. Znajduje się na granicy miejscowej społeczności, jednak w przeciwieństwie do Deborah kocha te tereny. Dziewczyna powoli nawiązuje więź z chłopakiem i ku swojemu obopólnemu zdumieniu odkrywają, że wiele ich łączy…
„Syn pszczelarza” to Amish romance czy też romanse o amiszach to podgatunek czy też gatunek romansów. Ten specyficzny gatunek w Polsce jest praktycznie nieznany, jednak w Ameryce bije rekordy popularności, a cała gałąź romansów zbija miliony rocznie. Jak to często bywa, grupą docelową gatunku nie jest społeczność amiszów, a pobożniejsi katolicy i protestanci.
Charakterystyczne dla tych romansów jest ich otoczka. Powieści rozgrywają się w środowisku amiszów, prostej, ale jednocześnie niezwykle rygorystycznej i poświęcającej całe swoje życie Bogu. W „Synu pszczelarza” jest to mała społeczność amiszów znajdująca się w Teksasie, zniekształcona przez to, jak Irvin sobie ją wyobraża. Oznacza to, że bohaterowie często w dość losowych momentach wplatają w swoje wypowiedzi dialekt (zniekształcony niemiecki, niewłaściwie nazywany przez wielu duńskim), modlitwy i nawiązania do Biblii (często w dość niezgrabny sposób).
Słowniczek zamieszczony w książce jest miłym i przydatnym dodatkiem, a mieszanina słów z dialektu i z angielskiego choć wypada czasem niezgrabnie, to jest utrzymana w przewadze dla angielskiego, co jest pewnym kompromisem. Irvin dość przystępnie przedstawia też zwyczaje i życie codzienne amiszów, łącznie z ich powściągliwością i pobożnością, choć trzeba mieć na uwadze, że to wszystko jest przetworzeniem informacji zdobytych przez autorkę (generalnie amiszowie mają ograniczony kontakt ze światem), pewnym jej wyobrażeniem czy też marzeniem o świecie, w którym najważniejszymi wartościami jest rodzina, Bóg i moralność.
„Syn pszczelarza” otwiera nową serię Prószyńskiego „W krainie amiszów”, za pomocą której wydawnictwo zamierza teraz zaznajomić polskiego czytelnika z całym gatunkiem, jakim jest Amish romance. Na początek jest całkiem nieźle, bo Kelly Irvin należy do tej grupy autorek, które umieją pisać sprawne, emocjonujące historie, którym nie brakuje jednocześnie dość dobrego warsztatu pisarskiego. Ale że nie samą Kelly Irvin Amish romance żyje, należy mieć nadzieję, że kolejne wybory Prószyńskiego będą równie trafne co ten, szczególnie, że cały gatunek ma naprawdę mnóstwo ciekawych i mniej lub bardziej różnorodnych historii do opowiedzenia. Trzeba tylko dobrze szukać.
„Syna pszczelarza” czyta się całkiem przyjemnie. Jasne, nie jest to wymagająca lektura ani taka, która zostanie w głowie czytelników na dłużej, ale jest idealna dla odprężenia i dość sprawnie napisana. Z pewnością sprawia także mnóstwo przyjemności wynikających z patrzenia na niedorzeczności fabularne czy związane z budową postaci, dlatego też seria „W krainie amiszów” może i z tego powodu w kręgu zainteresowań.
Marta Kraszewska