Czym są właściwie więzy krwi? Czym jest rodzina? Czy nie idealizujemy tego, co nazwano przed laty „podstawową komórką społeczną” nie jest często wyświechtanym frazesem usprawiedliwiającym wspólne mieszkanie? Te pytania nasuwają się po lekturze książki Ediny Szvoren.
Wyobraźmy sobie wizytę małej dziewczynki u dziadków. Dziewczynka przyjeżdża do niej wraz z rodzicami. Będą smaczne potrawy, będzie zastawiony stół, trzy pokolenia w komplecie i tylko brakować będzie bliskości. Czy dziewczynka to pojmie? Być może będzie jej to darowane, bowiem dziadek opowie mrożącą krew w żyłach opowieść o twardej ręce jego ojca, zdecydowanego na wymierzenie swemu synowi nieproporcjonalnie srogiej kary za zaniedbanie królików. Jednak tego nie będziemy pewni, bowiem opowieść ta pisana jest z perspektywy babci. Zaiste przygnębiająca to narracja i przygnębiająca to historia. Oto pod jednym dachem żyje dwójka starych ludzi, którzy nie tylko są sobie obcy, ale nawet się nienawidzą. Zresztą nienawiść jest tu powszechna- syn nie wita się z ojcem, teściowa stara się nie wspominać imienia synowej, a o poprawności kontaktów możemy mówić jedynie w relacjach babcia-wnuczka i syn-matka. I ten oto wzorzec rodziny widzi dziecko, które w przyszłości rodzinę swoją założy. Czy powiedzie się odrzucenie zaobserwowanych w dzieciństwie wzorców? Oto jest pytanie.
Ta historia została opisana w jednym z dwunastu opowiadań składających się na tomik Ediny Szvoren „Nie ma i lepiej, żeby nie było”. Zaiste trudno chyba znaleźć bardziej przygnębiającą lekturę. Rodzina, o której zwykliśmy mówić, że jest opoką, wsparciem, przedstawiona została tu jako przypadkowy związek ludzi, którzy być może chcieliby darzyć się uczuciem, być ze sobą związani w sposób emocjonalny, ale z niewyjaśnionych przyczyn nie jest im to dane. To ułomny świat, a przyczyn tej ułomności trudno nam dociekać, bowiem został on ledwo nakreślony. Wydawać by się mogło, że autorka chce powiedzieć, byśmy nie szli tą drogą, nie dając jednocześnie recepty na ułożenie życia. Każdy z nas jest bowiem inny, nie może być więc jednego, uniwersalnego rozwiązania, które pozwoli nam odpowiedzieć na pytanie : jak żyć?