Powojenna rzeczywistość była trudna, zwłaszcza dla ludzi pióra. Zburzony kraj, konieczność budowania wszystkiego od nowa nie sprzyjały stworzeniu odpowiednich warunków do pracy twórczej. Stanowiły jednak dla nowej władzy szansę na pozyskanie grupy intelektualistów, jeśli nawet nie jako gorących zwolenników, to chociaż jako przyjaźnie neutralnych przemianom. Stad decyzje o przydziałach kwaterunkowych czy druku, w wielotysięcznych nakładach, książek. Tak wyrażana przychylność władz była swoistym haczykiem dla ludzi, którzy pamiętali przedwojenne realia życia i walkę nie tylko o minimalny nakład wydawniczy, ale i o wypłacenie należnego honorarium. Jednym z miejsc, które nowa władza oferowała ludziom pióra był budynek przy ulicy Krupniczej w Krakowie. Dom czterdziestu wieszczów, kołchoz czy czworaki. Tak był nazywany nasz budynek, jednocześnie spod złośliwych określeń wynurza się swoista nostalgia za tym zgromadzeniem tuzów polskiej literatury. Sama książka zaczyna się dość nudnie. Leksykon mieszkańców budynku. Możemy się zapytać po co taki wstęp, skoro każdy pamięta nazwiska Andrzejewskiego, Kisielewskiego czy Swinarskiego? Odpowiedź jednak rodzi się sama. Któż pamięta Marcelinę Grabowską, Wilhelma Macha czy Ignacego Nikorowicza? Tym bardziej mini leksykon jest potrzebny w dobie tak kiepskich statystyk czytelnictwa. Jeśli bowiem pod wpływem tego początku książki ktoś sięgnie np. po Sztukę umierania Skierskiego, to okaże się, ze był on niezbędny. Po tym wstępie wchodzimy dość swobodnie w realia życia Domu Literatów. Jan Polewka, dość krytycznie bada relację mieszkańców konfrontując je ze sobą i z pozostawioną dokumentacją. Wszystko to okraszone jest masą anegdotek z historii Domu, w którym to Dygat napisał słynne Jezioro Bodeńskie, Kruczkowski dramat Niemcy, a Gałczyński Zaczarowaną dorożkę.