Co ma wspólnego wydobycie ropy naftowej, poszukiwanie złota czy rabunkowe wycinanie lasów? Czy stać nas na to, by ignorować ekologię? Czy rozwój gospodarczy regionu musi pociągać za sobą koszty degradacji środowiska naturalnego? Czy korzystanie z bogactw naturalnych musi szkodzić zdrowiu zwykłych ludzi? Te, i inne pytania musi zadać sobie czytelnik, który przeczytał właśnie nową książkę Artura Domosławskiego.
Śledztwo w sprawie śmierci dwojga ekologów w Brazylii oraz dramat peruwiańskich i ekwadorskich chłopów walczących z wielkimi korporacjami o prawo do czystej, nieskażonej wody. Tematy reportaży Artura Domosławskiego wydają się tak egzotyczne i odległe. Wydarzyło się to wszystko tak daleko, przecież to dzikie kraje, dawne republiki bananowe. Tak powiem i zapewne będziemy mieli rację. Jeśli jednak poddamy w wątpliwość to, czy wydarzenia te nas dotyczą, postąpimy nie tylko nierozważnie, ale i okrutnie. Przede wszystkim uznamy, że odległość zwalnia nas od empatii, zignorujemy ponadto wpływ zaburzenia ekosystemu na całą planetę. A to ostatnie może zakończyć się tragicznie, jeśli nie dla nas, to dla naszych dzieci i wnuków.
Truizmem byłoby mówić, że wielkie pieniądze rządzą światem. Pieniądz potrafi uczynić temidę nie tylko ślepą, ale i głuchą, urzędnikom pomoże zapomnieć o przepisach, a kontrolującym o zdrowym rozsądku i logicznym myśleniu. Każdy, kto kieruje wielkim biznesem i ma wiele do stracenia, będzie w uprzywilejowanej pozycji w porównaniu ze zwykłym człowiekiem domagającym się swoich praw. Łamanie podstawowych zasad prowadzenia biznesu, łamanie przepisów czy nawet nielegalne prowadzenie przedsięwzięć ekonomicznych przynosi przeogromne zyski, z których trudno zrezygnować. Kto zaś raz złamał prawo, temu łatwiej jest złamać je po raz drugi. Dlatego kierownicy wielkich koncernów sięgają po metody godne zwykłych gangsterów. Dyskredytacja oponentów, zastraszanie, próba korupcji, wreszcie mord.
Trzy historie, trzy odległe kraje lezące nad Amazonką, trzy problemy społeczne i ekologiczne, pozornie odległe od naszej polskiej rzeczywistości. A jednak, gdy uświadomimy sobie globalizację współczesnego biznesu, stają się nam bliskie. I fakt ten powoduje kaca moralnego. Zaczynamy się zastanawiać czy złote kolczyki kupione ukochanej kobiecie nie są skażone nieszczęściem mieszkańców Cajamajarki, czy sprzęt AGD, którego nie używamy na co dzień nie ma w sobie stali wyprodukowanej z nielegalnie produkowanego węgla drzewnego? Jakie zaś będziemy mieli dylematy, kiedy użyjemy oleju silnikowego Texaco? Doprawdy lepiej nam żyć bez tej świadomości. Ale czy uczciwiej?