Jack Kerouac. Sztandarowa postać pokolenia bitników. Człowiek-legenda. Nic dziwnego, że pierwsze wydanie jego młodzieńczej powieści „Mój brat ocean”, powieści, która siedemdziesiąt lat przeleżała w szufladzie, stało się wydarzeniem literackim w Stanach Zjednoczonych.
Stany Zjednoczone w czasie II wojny światowej. Wybuch patriotycznego entuzjazmu, poczucie pełnienia misji, która ma zakończyć się wyzwoleniem podbitych narodów, ujawnianie się lewicowych poglądów politycznych. Tak naprawdę każdy w tym czasie walczył. Robotnicy produkowali broń, żołnierze walczyli z Niemcami i Japończykami, marynarze zaś przewozili pomoc wojskową dla Brytyjczyków i Rosjan. Wszyscy oni tworzyli wielką armię, która miała wygrać wojnę. Taka była Ameryka lat wojny i taką widział ją nasz Autor.
Nie każdy nadaje się na frontowego żołnierza. Marynarz nie ryzykuje swego życia w okopach, nie musi zabijać i nakłaniać innych do zabijania. Nie znaczy to, że marynarz nie może zginąć. Okręty, którymi dostarczano zaopatrzenie dla walczących sojuszników były łakomym celem dla łodzi podwodnych. Marynarz ze storpedowanego okrętu nie miał zbyt dużych szans na ratunek. Niebezpieczeństwo miało kompensować stosunkowo wysokie uposażenie marynarzy. I to zdecydowało o zaciągnięciu się do marynarki naukowca z prestiżowej amerykańskiej uczelni.
Everhart jest lewicującym intelektualistą. Nie pasuje jednak do żadnego z ugrupowań politycznych, które mniej lub bardziej legalnie działają na amerykańskiej scenie politycznej. Nie może nazwać siebie ani socjalistą, ani tym bardziej komunistą. Termin everhartysta, którym siebie określił, jest swoistym sprzeciwem wobec każdego, kto by dążył do zaszufladkowania jego poglądów. Taki typ człowieka będzie zawsze outsiderem, a otoczenie, kiedy wreszcie zrozumie jego niechęć do bycia jednym z wielu, znienawidzi go. Od pierwszych chwil na pokładzie Everhart znajduje się na najlepszej drodze do tego, by stać się najbardziej niepopularnym z marynarzy. Wprawdzie nie jest odludkiem i skrywa swą niechęć wobec wszelkich „izmów”, ale nie potrafi wykrzesać z siebie entuzjazmu, którego oczekują rozmawiający z nim lewicujący marynarze. Na razie stara się dobrze wypełniać swoje obowiązki i marzy o tym, by rejs zakończył się dla niego szczęśliwie, cieszy go jednak sama podróż.
„Mój brat ocean” jest książką drogi. Nie liczy się cel podróży, liczy się sama droga. Droga to rozmowy z ludźmi, obserwowanie innego życia, takiego, którego się dotąd nie doświadczyło. Czy nie jest to istota życia pokolenia bitników, którzy znowu stają się modni?