Każdy, kto pisze wspomnienia ma niepowtarzalną szansę dokonania rozrachunku ze sobą, z własnym życiem. Karol Modzelewski skorzystał z tej szansy. Jednak książka Modzelewskiego jest czymś więcej. Jest ona przesłaniem do wszystkich Polaków, by zaczęli myśleć o wspólnych sprawach, ponad wszystkimi podziałami. Jest też wezwaniem do tego, by zwycięzcy, z chęci zemsty, nie wchodzili w rolę dawnych ciemiężycieli.
Czy można nazwać Karola Modzelewskiego ikoną polskiej opozycji? Z pewnością tak, choć sam zainteresowany zapewne zżymałby się słysząc takie określenie. Świadom własnej wartości i własnych dokonań pozostał w cieniu wielkiej polityki, stając się jej bezlitosnym recenzentem.
Kim jest sam autor? Długoletni więzień PRL-u okrzyknięty mianem rewizjonisty i awanturnika. Człowiek, który z gorliwością idealisty pragnął zmieniać system nie demontując jednocześnie jego podstaw. Strażnik praw najsłabszych, pokrzywdzonych przez los i własną niezaradność, mówiący o losie wykluczonych z wrażliwością prawdziwego człowieka lewicy.
Współcześnie panuje pogląd, jakoby cała opozycja w czasach PRL-u dążyła do zmiany systemu politycznego. Być może myśl o tym kiełkowała w wielu głowach, jednakże nikt, głośno o tym nie mówił. Dla opozycjonistów ważne było, by wymóc na władzy przestrzeganie ówczesnego prawa, głównie praw pracowników. Ironią losu bowiem właśnie te ostatnie były powszechnie łamane w czasach tzw. komuny. Partia, która w swej nazwie miała określenie „robotnicza” tak naprawdę nie przejmowała się losem samych robotników. Oczywiście dbano o to, by utrzymywać zaplecze socjalne w zakładach pracy, jednak każdy, kto wymagał transparentności w wykorzystywaniu tego zaplecza, lub tylko wzywał do sprawiedliwego nim dysponowania, narażał się na łatkę wichrzyciela lub awanturnika. Biurokracja partyjna zajęła miejsce burżuazji, co trafnie stwierdzili Kuroń i Modzelewski w liście otwartym do członków partii, dowodząc tym samym, że dla zwykłego człowieka przemiany społeczne były w istocie kosmetyką. Ten list pisany w 1965 roku rozpoczął długą drogę zmagań samego Autora z systemem, który za nic miał normalnego człowieka.
Co się jednak zmieniło po 1989 roku? Tak jak w okresie powojennym cała Polska budowała socjalizm, tak dziś cała Polska buduje kapitalizm, pozostawiając jednocześnie demokratyzację naszego życia na bocznym torze. Tak naprawdę nikt nie zajął się u nas wyjaśnianiem zwykłym ludziom tego, że powinni być bardziej aktywni politycznie korzystając z praw wyborczych. Elity polityczne winne wyjaśniać, że demokracja jest też poszanowaniem praw tych, którzy są w mniejszości, a sprawiedliwość nie oznacza zemsty. Samą książkę Autor kończy swoistym przesłaniem dla tych, którzy znajdują w sobie ducha rewolucjonisty. Rewolucja niczego nie zmieni, nawet jeśli zwycięży nie skończy się tak, jakby chcieli dzisiejsi kontestatorzy i niezadowoleni.
Co nam więc pozostaje? Zmieniać świat tymi drobnymi kroczkami, zmieniać rzeczywistość wokół siebie. Jest to bowiem ostatnia szansa na to, byśmy świat zostawili lepszym niż ten, w którym przyszło nam żyć.