Igrzyska olimpijskie są wspaniałą okazją do reklamy kraju – organizatora. Stara to prawda, z której korzystali despoci po to, by pokazać swoją potęgę. Można więc postawić śmiałą tezę, że zimowa olimpiada w Soczi ma zmienić odbiór Rosji Putina. Jak jednak wygląda organizacja igrzysk „od kuchni” pisze w swojej najnowszej książce Wacław Radziwinowicz.
Demokracja w Rosji to oksymoron. Rosjanie czują się bezpieczniej, jeśli ktoś każdego dnia mówi im, co mają myśleć, a do tego jeszcze budzi ich narodową dumę. Dlatego liczba tych, którzy pozytywnie oceniają prezydenturę Putina nie zmaleje w najbliższym czasie.
Putin jak każdy dyktator chce zapewnić narodowi rozrywkę i poczucie ważności. Rozrywkę mają zapewnić same igrzyska, poczucie ważności świadomość bycia ich organizatorem, a przepych z nimi związany ma olśnić cały świat. Jednak pod fasadą zimowych igrzysk kryje się ta stara poczciwa Rosja, w której zmieniło się być może wiele, ale na pewno nie zmienił się stosunek władzy do obywatela. W teorii oczywiście władza o obywatela dba. Obywatel ma bowiem płacić podatki i wybierać jedynie słuszną władzę. Gdy władza jest krytykowana, gdy obywatel nie godzi się na łamanie swoich praw, staje się wrogiem narodu. Takiego zaś łatwo jest złamać. Państwo ma bowiem aparat policyjny, a aparat ten dysponuje całą gamą środków represji, które złamać mają niepokornych. Niepokorność ta objawia się na różne sposoby. Bronisz ekosystemu? Uważasz, że rekompensata za twój dom jest zbyt niska? A może tropisz niegospodarność i zwykłą korupcję przy organizacji igrzysk? Jeśli tak, jesteś niepokornym, a więc wrogiem ludu i jako taki musisz zostać uspokojony.
Tak naprawdę nie wiemy jak przebiegną igrzyska w Soczi. Nie wiemy jak ten kurort będzie wyglądał za rok czy dwa. Wiemy jednak, że despota zrobi wszystko, by pokazać swe ludzkie oblicze. Nie możemy dać się temu zwieść. Pozostał on despotą nawet, jeśli pragnie wyglądać jak demokrata.