Wydaje się, że sam Stalin i prowadzona przez niego polityka ciągłego terroru to tematy, które wielokrotnie opisywane, już się wyeksploatowały. Moją uwagę przykuł jednak podtytuł. I nie zawiodłem się.
Każdemu z nas, kto choć nieco liznął historii, nazwisko Stalina nie jest obce. Zwalnia mnie to z konieczności nakreślenia rysu historycznego książki, a pozwala skupić się na wrażeniach z lektury.
Po zakończonej lekturze książki Baberowskiego czytelnik będzie z jednej strony przerażony, z drugiej zaskoczony. Przerażenie będzie wynikało ze zwykłej empatii. Nam, żyjącym na początku XXI wieku trudno wyobrazić sobie skalę terroru, jaki zapanował w Rosji po przejęciu władzy przez bolszewików. Oczywiście wiele szczegółów znanych jest nam choćby z lektury Sołżenicyna, Warłamowa czy wspomnień naszych rodaków zesłanych w głąb nieludzkiej ziemi. Jednak relacje pojedynczych ludzi, nie robią takiego wrażenia, jak uświadomione statystyki. A tych Baberowski nie żałuje czytelnikowi. Zestawiając liczby zmarłych z głodu, rozstrzelanych czy zesłanych do niewolniczej pracy z liczbą mieszkańców polskich miejscowości, pokazuje skalę zbrodni. Jednakże nie tylko skala zbrodni przemawia do czytającego. Kiedy uświadomimy sobie, że władcy bolszewickiej Rosji traktowali swoich poddanych niczym bojarzy chłopów w czasach Iwana Groźnego, zaczniemy się powoli wczuwać w atmosferę tamtych lat.
Przerażenie jednak ustąpi powoli zaskoczeniu. Przede wszystkim Baberowski dowodzi, ze sowiecki bolszewizm był systemem, który nie tylko był nieudolny pod względem społeczno gospodarczym, nie tylko dopuszczał się zbrodni, ale i był dalece różny od nauk Marksa. A przecież europejski ruch komunistyczny wywodził się właśnie z nauk Marka i Engelsa. Może wydawać się więc nam śmieszne, że pierwsze chłopskie rozruchy antybolszewickie wywoływano pod hasłem obrony zdobyczy komunizmu przed bolszewikami. Trudno się jednak temu dziwić, gdyż idealistyczne myśli Marksa i krwawą praktyką Lenina dzieli przepaść. Sam początek rewolucji nie odbył się tak, jak zakładał Marks. To nie klasa robotnicza, która nie mogła się rozwijać w starym systemie wywołała powstanie. Czy jednak możemy mówić o klasie robotniczej w przedrewolucyjnej Rosji? A może jak dowodzi Autor, ówczesna Rosja to dwa, zupełnie sobie obce i dodatkowo wrogie światy. Jeśli dodamy do tego perfekcyjne posługiwanie się przez bolszewików terrorem rewolucyjnym, łatwo pojmiemy, dlaczego rewolucja musiała udać się w Rosji. Zresztą to w terrorze władza bolszewicka miała największe osiągnięcia. Czy były to jednak osiągnięcia komunizmu? Czy agresji i zastraszania nie należy wiązać raczej z kulturowym odniesieniem do prymitywnej przeszłości historycznej?
Kiedy oswoimy się z faktem, że komunizm nie miał nic wspólnego z bolszewizmem, przyjdzie nam przeżyć jeszcze jeden szok. Włodarze polityki historycznej pokazują państwo Stalina, jako państwo ateistyczne. Nic bardziej mylnego. Ateizm w systemie komunistycznym nie istniał. Dla ateizmu bowiem potrzebna jest wolność jednostki. Ateista kocha człowieka, szanuje jego codzienne wybory i na pewno nie będzie narzucać mu sposobu życia. Bolszewicka Rosja była państwem na wskroś religijnym, nie padała tylko na kolana przed ołtarzem w cerkwi, nie modliła się do Chrystusa, tylko wielbiła Stalina, za biblię mając „Krótki kurs historii WKP(b)”, a spowiedź zastępując samokrytyką. Żar religijny, jaki towarzyszył przemowom Stalina mógłby towarzyszyć homiliom guru religijnego jakiegokolwiek związku wyznaniowego.
Po zamknięciu książki czytelnik odetchnie z ulgą, ciesząc się, iż urodził się długo, po opisywanych wydarzeniach. Spojrzy też inaczej na tamte czasy, nie będzie to jednak spojrzenie upraszczaczy historii i zwolenników polityki historycznej.