Nowy Jork, Dolny Manhattan, wreszcie ta niezwykła Triburbia. I współczesna klasa średnia zamieszkująca wygodne lofty. Świat hermetyczny i fascynujący w prostocie i pustości życia. Cóż bowiem można nowego przeżyć w pierwszych latach XXI wieku? Chyba tylko nadchodzący schyłek cywilizacji.
Scenariusz jest prosty. Skupisko budynków magazynowych staje się atrakcyjne dla artystów. Niskie czynsze i bliskość centrum miasta muszą kusić ludzi, którzy raczej nie są zbyt zamożni. Potem miejsce zaczyna nobilitować. Zaczynają się więc osiedlać w nim snobujący się na artystów rzemieślnicy. Wreszcie mieszkania kupują tam ludzie, którzy nawet nie próbują udawać, że kierują nimi jakieś artystyczne ciągotki. Miejsce traci zarówno swą atmosferę jak i staje się polem walki tych, których nie stać na wykupienie mieszkania, o zwykłe prawo do mieszkania w tej właśnie lokalizacji.
Triburbia, bo o niej właśnie mowa, jest właśnie taką dzielnicą. Pseudoartyści walczą o to, by nie osiedlali się w niej snobi, snobi starają się nie przyciągać sobie podobnych, a wszyscy walczą o to, by nie mieć wśród sąsiadów ludzi zbyt ubogich, nawet jeśli z ich usług korzystają. Triburbia to miejsce modne, a jednocześnie miejsce przeklęte. Tu nie trzeba wielkiej katastrofy, by pokazać prawdziwe oblicze ich mieszkańców. Tu ludzie są sobą, bowiem sobą być muszą. W Triburbii pieniądze i status społeczny przyniesiony z zewnątrz nie daje automatycznie akceptacji. I chyba dlatego bohaterowie książki Greenfelda codziennie spotykają się na kawie, by sprawdzić czy w dalszym ciągu są jednostkami akceptowanymi przez resztę społeczności.
Dopełnieniem sukcesu życiowego przedstawiciela klasy średniej jest dziecko uczęszczające do prestiżowej szkoły. Ojcowie odwożą swoje skarby na lekcje i w towarzystwie im podobnych ojców omawiają codzienne wydarzenia w dzielnicy. Każdy z nich ma powody do niepokoju. Zdrady małżeńskie i marihuana to ich chleb powszedni, a ich żony nie mogą się o tym dowiedzieć. Nie mogą też wiedzieć o tym ich pseudo przyjaciele. Ta codzienna kawa jest swoistym badaniem tego co wiedzą inni. A inni potrafią być okrutni. Lekceważenie fobii bezpieczeństwa zostanie odpłacone umieszczeniem twej twarzy na afiszu ostrzegającym przed grasującym pedofilem. Sprawa się oczywiście wyjaśni, a plotki znikną, ale o zszarganych nerwach będziesz pamiętać długo. Myślisz, że twe mafijne koneksje ułatwią ci tu życie? Dla twych nowych „przyjaciół” będziesz niczym dziwadło, ucieleśnienie bohaterów „Ojca chrzestnego”, nikt jednak nie będzie traktować cię poważnie. I nie próbuj ułatwiać życia swym dzieciom. One o wiele skuteczniej zorganizowały swój świat niż bohaterowie Goldinga. Skuteczniej, bo za poparciem swych rodziców. Jeśli jednak zmęczony tym światem zechcesz odpocząć w ramionach opiekunki do dziecka, wiedz, że i ona pojęła zasady rządzące Triburbią. Chwilkę namiętności przypłacisz finansowaniem nauki na prestiżowej uczelni.
Bo taka jest właśnie Triburbia. Niegdyś wspaniałe miejsce dla artystów, dziś piekiełko klasy średniej. I bierz przykład z bohaterów książki Greenfielda. Zmykaj do Los Angeles.