Nagrody Nobla w dziedzinie literatury zachęcają do tego, by sięgnąć po książki laureatów. Skutki bywają różne. Czasem odkładamy z niechęcią książkę, zastanawiając się za cóż to konkretny pisarz dostał tego Nobla, czasem jesteśmy zachwyceni. Wiedziałem, że w przypadku prozy Eliasa Canetti czeka mnie zachwyt. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z tego, że Głosy Marrakeszu powalą mnie na kolana.
By poznać miasto trzeba wczuć się w jego atmosferę. Jest to oczywiście możliwe w czasie jednodniowego pobytu. Pierwsze wrażenie też się przecież liczy. Warto jednak pozostać w nim dłużej, choćby miesiąc, dwa a nawet kilka lat. Elias Canetti nie miał na to całego roku. W Marrakeszu towarzyszył ekipie filmowej. Nie będąc jej współpracownikiem miał jednak sporo czasu by poznać obce mu kulturowo miasto. Można zaryzykować stwierdzenie, że pisarz wraca do swych korzeni. Wszak sam był potomkiem sefardyjskich Żydów wypędzonych z Hiszpanii. Czy jest to jednak uzasadniona teza? Canetti patrzy na Marrakesz oczami Europejczyka, jest on bowiem pisarzem europejskim, tak więc jego notatki, które po latach przełożyły się na relację z podróży, są jedynie przyjaznym spojrzeniem Europejczyka na to miasto.
Targ wielbłądzi, ślepi żebracy, sprzedawcy pieczywa, a wreszcie szalona kobieta – to cały Marrakesz widziany oczami Noblisty. Pisarz nie ocenia miasta, ani panujących w nim stosunków, on przedstawia miasto tak, jak robi to jego długoletni mieszkaniec. Czy jednak je poznał? Wszak nie zna języka, nie mieszka tam i pochodzi z innego kręgu kulturowego. Wszystko to przemawia na niekorzyść Canettiego. Nie byłem w Marrakeszu, jednak czytając te krótkie opowiadania przemierzałem uliczki, czułem przerażenie wielbłąda prowadzonego do rzeźni, widziałem ślepca wkładającego do ust monetę, słuchałem głosu szalonej kobiety i czułem zapach świeżego chleba. Pisarz bowiem poczuł to miasto. Miał w nim to miejsce, gdzie będąc samotnym mógł chłonąć wrażenia każdego dnia, nie rozumiejąc języka słuchał głosu miasta i nasiąkał jego melodią.
Być może współczesny Marrakesz daleki jest od tego, który przemierzyłem oczami Noblisty. Wiem jednak, że jeśli kiedyś odwiedzę to miasto spojrzę na nie oczami Canettiego.