Unia Europejska jest dla Wielkiej Brytanii jak powracająca polityczna piłka nożna, a wczorajsze wystąpienie Davida Camerona mocno wykopało ją w stronę sali obrad w Davos. Prawdę mówiąc, tak jak powiedział mi wczoraj Martin Sorrell, prezes WPP, ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje w tej chwili biznes jest więcej niepewności w sprawie przyszłości Unii Europejskiej, lub w tym przypadku Wielkiej Brytanii, ale oto ją mamy.
Reakcja większości przedstawicieli państw członkowskich UE była przewidywalnie chłodna. Ogólny nastrój był taki, że jeśli Wielka Brytania chce wybierać najlepsze kąski z europejskiego menu, to powinna to jeszcze raz przemyśleć.
Wielka Brytania nie może „szantażować Unii Europejskiej” powiedział belgijski premier Guy Verhofstadt. Francuski minister spraw zagranicznych Laurent Fabius, bez wątpienia wniebowzięty, że może odgryźć się Wielkiej Brytanii za zaproszenie do siebie niechętnych podatkom francuskich milionerów, powiedział, że chętnie „rozwinie czerwony dywan” przed uciekającymi stamtąd biznesmenami.
Mniej przewidywalna była reakcja Angeli Merkel, ale przecież niemiecka przywódczyni przywykła do łagodzenia trudnych unijnych sytuacji. Porozmawiajmy, mówiła, wskazując, że znalezienie kompromisu jest jak najbardziej możliwe.
Faktem jest, że Unia Europejska i Wielka Brytania potrzebują się nawzajem. Ale muszą też przestać działać sobie na nerwy. Jak ujął to Mario Monti – Europa potrzebuje „przychylnie nastawionych Europejczyków”, ale Wielka Brytania to za duży rynek, aby Unia się go ot tak pozbyła.
W dziwny sposób, wystąpienie Camerona może okazać się dobre dla jedności Europy. Wspólnota musi się zmienić – dzisiejsze bezrobocie na poziomie 26% w Hiszpanii jest na to dowodem. Dla dobra stabilności kłótnie muszą się skończyć. Wielka Brytania odpowie na najważniejsze pytanie w Unii Europejskie podejmując decyzję o tym czy wyjdą z zostają negocjując dla siebie lepsze warunki.