Dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem. Wbrew temu, co często można przeczytać w mediach problem biedy i ubóstwa dotyczą nie tylko bezrobotnych i chorych. Nawet co siódmy pracownik w Polsce to tzw. pracujący ubogi. Oznacza to, że nawet wyrabiając 40 i więcej godzin tygodniowo wciąż ma się problem ze związaniem końca z końcem. Szczególnie zła jest sytuacja kobiet, osób starszych oraz młodzieży. Ten zły system uzupełnia niesprawiedliwy system emerytalny i w efekcie w 2017 r. żyjemy w kraju, gdzie 60-letnie emerytki dostają emeryturę średnio nawet o 80 proc. niższą niż mężczyźni (źródło: świeże dane ZUS).
Ubogim pracującym może być niemal każdy z nas. Bez względu na wykształcenie, płeć czy miejsce zamieszkania. 30-letni lekarz po 10 latach edukacji zawodowej zarabiający 2400 zł na rękę ledwo wynajmie mieszkanie w dużym mieście, o utrzymaniu siebie i rodziny nie wspominając. W takiej sytuacji są też miliony pracowników i pracowniczek na śmieciówkach, którzy funkcjonują bez pewności bezpiecznego jutra. To, że taką sytuację przez lata przyjmowaliśmy jako normę nie jest do zaakceptowania. Szczególnie w dobrej sytuacji gospodarczej, którą co chwila chwali się rząd z wicepremierem Mateuszem Morawieckim na czele.
Polska nie będzie normalnym krajem, póki będą wokół nas osoby, które pomimo ciężkiej pracy nie stać na życie na podstawowym poziomie. Co możemy zrobić? Aby zawalczyć o bardziej sprawiedliwe wynagrodzenia musimy się przede wszystkim nawzajem wspierać. Teraz naszej solidarności potrzebują rezydenci, którzy walczą o godne zarobki i podniesienie poziomu usług medycznych dla pacjentów w Polsce. Jutro przyjdzie czas na inne niesprawiedliwie traktowane zawody. Nie powinno nas dziwić, że przepracowani i niesprawiedliwie opłacani pracownicy są nieufni wobec polityków. Ci ostatni uwielbiają okrągłe słówka, ale niekoniecznie realne działania. Od rządzących - teraz i w przyszłości - oczekujemy reform, które sprawią, że praca w Polsce przestanie być dla tak wielu osób źródłem przede wszystkim stresu i lęków.