W ubiegłą sobotę wszyscy w oczywisty sposób fascynowaliśmy się olimpijskimi zmaganiami Biało- Czerwonych. Historia pisana przez Zbyszka Bródkę i podwójnie złotego Kamila Stocha działa się na naszych oczach sprawiając, że wspólnie wstrzymywaliśmy oddech, gdy zegar mierzący czas panczenistów pokazał najpierw zerową różnicę, a Noriaki Kassai w drugim skoku skoczył nieco dalej od Kamila...
Robert Korzeniowski - Polski lekkoatleta, chodziarz, wielokrotny mistrz olimpijski, świata i Europy, uznawany za jednego z najwybitniejszych polskich sportowców w historii
Tymczasem tego samego dnia historia działa się też na Ukrainie i to wcale nie na majdanie, lecz w rodzinnym mieście Sergieja Bubki Doniecku, gdzie po 21 latach pod okiem samego Cara Tyczki Francuz Renaud Levilenie o centymetr wyżej przesunął granicę ludzkich możliwości. Choć Sergiej Wielki nie będzie już aktualnym rekordzistą świata to jednak sobotni fenomenalny wyczyn Francuza nie umniejsza choćby w minimalnym stopniu chwały i pozycji dotychczasowego rekordzisty.
Po prostu rozpoczął się nowy etap w dziejach skoku o tyczce a jego nowym bohaterem jest zawodnik, którego wkrótce będziemy gościć w Sopocie podczas Halowych Mistrzostw IAAF. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z podwójnie złotym, na razie indywidualnie, bo czekamy na wieczorny konkurs drużynowy, Kamilem Stochem a jego wielkim poprzednikiem Adamem Małyszem.
Każdy z nich ma swoje miejsce w historii i obaj w swoim czasie ustanawiali nowe granice naszych olimpijskich marzeń. Adam gromadził rekordową widownię widownię przed telewizorami a Kamil z kolegami pracują na nowe słupki telemetrii. Podoba mi się gdy nasz dwukrotny mistrz olimpijski podkreśla, że nie jest drugim Małyszem i stara się unikać porównań tym bardziej, że obu cenimy równie szczerze dziękując za to, że na czyny przekuli olimpijską dewizę Citus Altius Fortius .
PS.
Odkąd Nasi zdobywają medal za medalem jakoś ucichła dyskusja o politycznym wymiarze igrzysk Putina. Rekord Lavillenie też chyba nie został ustanowiony na przekór ani na rzecz Janukowycza. Cieszę się, że zaczyna dominować zdrowy rozsądek w wyważeniu właściwych proporcji dla sportu i polityki.