Jeżeli Volkswagen nieodmiennie kojarzy ci się z wyprostowanym żołnierzem na musztrze, który cały strój ma w kantkę i pozbawiony jest jakichkolwiek elementów wykraczających poza przyjęty kanon, będziesz zaskoczony. Właśnie dodał do niego szczyptę szaleństwa (oczywiście jak na ten koncern), przynajmniej w wersji, którą otrzymałem do testu.
Zaskoczy cię najpierw kolor nadwozia – egzemplarz testowy był pomarańczowy, potem felg (na nich również znalazły się pomarańczowe wstawki), a na koniec wnętrzem. Nie tylko otrzymało ono trzykolorowe fotele, ale również niektóre jego elementy zostały polakierowane na kolor nadwozia. Jak na Volkswagena to awangarda ocierająca się o szaleństwo, aż człowiek musi sprawdzić, czy rzeczywiście odebrał do testu Volkswagena.
Skoro jesteśmy przy wnętrzu, to zostało ono zaprojektowane z dbałością o detale, jednak bez zatracenia volkswagenowskiego charakteru, co powoduje, że czujemy się w nim dobrze. Bez względu na posturę nie będziesz mieć problemu ze znalezieniem odpowiedniej pozycji za kierownicą. Fotele, tak kierowcy jak i pasażera regulowane są we wszystkich kierunkach wraz z odcinkiem lędźwiowym. Dodatkowo oparcie fotela pasażera możemy złożyć na siedzisko tworząc z niego swoisty stolik lub podpórkę jak będziemy przewozić kogoś z nogą opatuloną od kostki do udo w gipsie. Podgrzewanie ich jest z pamięcią co oznacza, że jeżeli nie wyłączysz go przed wyjściem, po ponownym wejściu będzie grzał z taką samą mocą jak poprzednio.
Bez względu na posiadany telefon sparujemy go z T-Crossem bez najmniejszego problemu. W trakcie rozmowy telefonicznej jakość połączenia jest dobra, ale wybór zapisanego kontaktu wymaga od nas precyzji – musimy go wpisać dokładnie tak, jak zapisaliśmy, inaczej go nie znajdziemy. VW dał nam wybór nośnika z którego chcemy korzystać i oprócz gniazda USB mamy do dyspozycji (w schowku) odtwarzacz CD wraz z dwoma gniazdami na kartę SD (jedno zajęte było przez mapy nawigacji). Jakość dźwięku wydobywającego się z głośników jest zadowalająca. Jeżeli jednak lubisz słuchać jej naprawdę głośno, będziesz rozczarowany. Po raz pierwszy udało mi się dojść do końca skali. Ogólnie VW przy projektowaniu nie poświęcił mu zbyt dużo czasu. Wydaje się, że głośniki zostały źle dobrane – zbyt mocne są z przodu lub zbyt słabe z tyłu - i jeżeli chcesz słyszeć dźwięk ze wszystkich, musisz praktycznie wyłączyć przednie. Na szczęście segregowanie zapisanych plików na USB jest takie jak powinno i będziesz mógł cieszyć się ich odsłuchem w takiej kolejności jak zapisałeś. T-Cross posiadał funkcję rozpoznawania mowy, niestety w testowanym egzemplarzu była ona zablokowana. Ekran centralny jest wystarczającej wielkości, którą poprawia jeszcze zastosowanie funkcjonalnego oprogramowania powodującego, że dopiero jak zbliżymy dłoń do niego pojawią się – wcześniej niewidoczne - przyciski funkcyjne (dotykowe). To rozwiązanie ma same zalety
Po ilości gniazd USB ciężko ocenić kto dla projektantów T-Crossa był ważniejszy, osoby siedzące z przodu, czy z tyłu. Ci z przodu mają do dyspozycji jedno gniazdo USB, a ci z tyłu dwa. Odpowiedzi na powyższe pytanie nie uzyskamy również rozpatrując je od strony pasażerów tylnej kanapy. Nie posiadają oni podłokietnika, ale jeżeli zajdzie taka potrzeba mogą powiększyć ilość miejsca na nogi przesuwając (w całości) kanapę. Mają za to do dyspozycji kieszenie (na przednich fotelach) i otwarty schowek w konsoli centralnej. Nie zapomniano również o doprowadzeniu im nawiewów.
Testowany egzemplarz posiadał kilka miłych detali i dodatków ułatwiających codzienne funkcjonowanie oraz dopasowujących go do naszych potrzeb i oczekiwań. Możemy skonfigurować dostęp do wnętrza i wybrać czy mają się otwierać wszystkie drzwi, czy tylko kierowcy. Lusterka same złożą się – oczywiście jak będziemy chcieli – po zamknięciu T-Crossa. Jeżeli ustawimy pokrętło regulacji lusterek na lusterko prawe, kiedy wbijemy bieg wsteczny obniży się, aby ułatwić nam parkowanie. Bagażnik ma regulowaną podłogę co ułatwia przewożenie wyższych bagaży. Przy tak widocznej dbałości o funkcjonalność dużym rozczarowaniem jest brak schowka na okulary.
T-Cross posiada swoiste zabezpieczenie przed odpaleniem silnika dla roztargnionych kierowców – nie odpalimy go jeżeli jest wbity bieg, a my nie wcisnęliśmy sprzęgła. Nie można nic zarzucić kulturze pracy trzycylindrowej jednostki benzynowej. Przy ustabilizowanej prędkości jej praca jest cicha (i to bez względu na prędkość), a przy przyspieszaniu nie wydobywają się spod maski żadne niepokojące (czytaj; denerwujące) dźwięki. W połączeniu z konfiguracją skrzyni biegów daje dużą elastyczność i przyspieszenie subiektywnie dające większe możliwości niż obiecywane przez specyfikację. Pierwszy bieg w manualnej skrzyni mógłby być bardziej precyzyjny. Nie to, że musimy go szukać, ale czasami lubi „powalczyć” z nami zanim zaskoczy. Na szczęście z każdym następnym jest lepiej. Progresywne wspomaganie kierownicy jest dobrze zestopniowane i bez względu na prędkość mamy odczucie całkowitej kontroli nad T-Crossem.
Układ napędowy, jezdny, jak i prześwit pozwalają na sprawne poruszanie się również po nieutwardzonych drogach. Jeżeli będziesz chciał wyruszyć nad jezioro czy do lasu T-Cross sprosta temu zadaniu. Jednak to miasto jest miejscem gdzie będzie najczęściej wykorzystywany i tutaj powinien pokazywać maksimum swoich możliwości. O ile poruszanie się po ciasnych, wąskich i krętych uliczkach nie sprawia problemu, to parkowanie nie będzie należało do przyjemności. A wszystko to przez jeden mały detal wymuszający parkowanie przodem. Tylne czujniki nie widzą niskich przeszkód, w tym krawężnika, a co za tym idzie znacznie ograniczają możliwość precyzyjnego zaparkowania tyłem. Na szczęście te przednie nie mają tego problemu.
System start-stop (jako jedyny wyłączany przyciskiem na konsoli centralnej) nie pozwala zapomnieć o swoim istnieniu. Pozostałe systemy (utrzymania T-Crossa w pasie ruchu, monitorowania martwego pola, odległości od poprzedzającego pojazdu, asystent wyjazdu) działają sprawnie i z wyczuciem. Niestety Volkswagen nie ufa do końca swoim klientom. Nieważne, które systemy wyłączyłeś, przy ponownym odpaleniu silnika wszystkie z powrotem będą aktywne. No prawie wszystkie, jeden pozostanie nieaktywny, to asystent wyjazdu. Ciekawe skąd wziął się ten wybór?
Jak przystało na jednostki napędowe wspomagane turbiną apetyt na paliwo w dużej mierze uzależniony jest od temperamentu kierowcy. Nie trzeba się zbytnio wysilać żeby w mieście spalanie dochodziło prawie do 12 l/100 km. Na przeciwnym biegunie jest jednostajne – żeby nie nazwać tego dostojnym – połykanie kilometrów na trasie, tutaj T-Cross zadowoli się niecałymi 6 l/100 km. Za cały test średnia długodystansowa spalania zatrzymała się na 9,3 l/100 km.
Podstawową wersję (z silnikiem 1.0 TSI i 95 KM w wersji wyposażenia T-Cross) Volkswagen wycenił na 69 790 PLN. Testowany egzemplarz ze 115-konnym silnikiem był na bazie wersji Life, której koszt został oszacowany na 76 190 PLN, a po dodaniu kilku akcesoryjnych elementów (m.in.: klimatyzacji dwustrefowej, czujników parkowania, tempomatu adaptacyjnego, systemu monitorowania martwego pola i wyjazdu) i pakietów (m.in.: business, czujnik deszczu, komfort) wyposażenia jego cena zatrzymała się na 98 500 PLN.
T-Cross jest ciekawą i wartą zainteresowania propozycją w segmencie miejskich crossoverów. Wybierając go dostajemy pełnokrwistego Volkswagena doprawionego szczyptą świeżości.
Dziękuję firmie Auto Special z Krakowa – Autoryzowanemu Dealerowi Volkswagena – za udostępnienie samochodu do testu.