
Być może znowu to samo. Nie ucichły jeszcze echa wielkiej wpadki z autostradami gdzie jedynym kryterium doboru wykonawców było kryterium ceny i oto pojawia się problem śmieciowy. Miasto miało zaoszczędzić ok 80 milionów złotych na wyborze firm do wywozu śmieci w ramach przetargu, ale nie wykluczone, że straci a nie zyska na tym interesie na skutek asekuracji urzędników.
REKLAMA
Mieszkam na Pradze Południe kilkadziesiąt lat i nie narzekam. Owszem były i są kolosalne trudności z dojazdami, ale gdzie ich nie ma. Trafiają się watahy trochę zdziczałej młodzieży, ale nie jest to nasz monopol, inni też na to cierpią. Kiedyś bardzo chory ledwo doczołgałem do naszej przychodni lekarskiej, najpierw pani doktor mnie skrytykowała, że powinienem się udać do innego szpitala, a potem się okazało, że pielęgniarki nie potrafiły założyć weflonu i przez pewien czas krew sikała ze mnie jak z fontanny. Ale i to przecież nic nadzwyczajnego, inni też mają takie i podobne doświadczenia ze służbą zdrowia.
W sumie żyło się więc w naszej dzielnicy normalnie. Aż tu któregoś dnia dotarła wiadomość, że w ramach rewolucji śmieciowej w Warszawie, w naszej dzielnicy śmieci będzie wywoziła nowa firma o nazwie Lekaro, która wygrała przetarg śmieciowy. Osobiście miałem powody, żeby się zmartwić tą wiadomością. Po pierwsze śmietnik przeznaczony dla kilku bloków stoi kilkanaście metrów od moich okien i każda zmiana niesie zagrożenie, że może być gorzej. Po drugie znam niestety nową firmę z nienajlepszej strony.
Przez wiele miesięcy opisywałem jako dziennikarz w prasie otwockiej niezwykłe perypetie związane z wysypywaniem odpadów przez nią przy Trakcie Lubelskim pod Otwockiem. Dosyć dziwne wsparcie władz samorządowych nie pozwoliło rozwiązać sprawy do końca. Poprzednio całkiem dobrze z problemem śmieciowym w naszej dzielnicy radziła sobie firma Remondis, która przegrała przetarg, bo być może wystawiła uczciwą wycenę.
W pierwszych dniach lutego nowa firma sprawiała wrażenie jakby sama była zdziwiona wygraną. Tym bardziej umacnia się obawa, czy w pogoni za kontraktem firma nie przeceniła swoich możliwości. Przez pierwsze dni, zamiast wziąć się z marszu do pracy, emisariusze firmy chodzili i rozpytywali mieszkańców o nazwy ulic i rejony składowania odpadów a śmieci przybywało. Poniżej publikuję zdjęcia – jedno z dnia 6 lutego z drobną zapowiedzią kataklizmu i dwa pozostałe z 10 lutego (rano) pokazujące narastanie dramatu. Taka sytuacja zdarzyła się pierwszy raz od bardzo wielu lat dlatego może reakcja mieszkańców jest zbyt ostra, ale wolimy dmuchać na zimne.
A nowej firmie życzymy sukcesów i właściwych miejsc do utylizacji i składowania odpadów. Po interwencjach śmieci zostały zabrane, ale tak czy owak ta opieszałość może źle wróżyć dzielnicy. Obawiamy się szczurów, które już tu i ówdzie się pokazały z wyraźnymi oznakami zadowolenia.
Roman Nowicki
