Czy mamy prawo nosić wyraźne tatuaże w pracy? Czy od noszenia tatuaży ubywa nam profesjonalizmu? Gdzie leży granica pomiędzy prawem do indywidualizmu i wyrażania siebie, a koniecznością respektowania norm i zasad przyjętych w pracy?
Termin tatuaż (ang. tattoo) przywiózł do Europy w 1771 roku, słynny podróżnik i odkrywca James Cook. Samo słowo pochodzi z Tahiti i terenów Nowej Zelandii. We wspomnieniach Cooka z podróży po raz pierwszy pojawia się słowo „tattaw”. Wcześniej, zabieg tatuażu nazywano „malowaniem blizn”.
Europejczycy od początku nie polubili tatuaży. Kojarzyły się z piętnami galerników, prostytutek, czarownic, złodziei, wszystkich wyklętych i wyrzuconych poza nawias społeczny. Do panującej niechęci swoje trzy grosze natychmiast dorzucił Kościół. Duchowni szybko znaleźli stosowny fragment biblijny i surowo zakazali stosowania tatuaży, grożąc popełnieniem grzechu nieposłuszeństwa wobec Kościoła.
Podstawą niechęci Kościoła stało się jedno zdanie z Księgi Kapłańskiej: „Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym. Nie będziecie się tatuować.(...)”. Kapł. 19,28.
Nie łudźmy się jednak, że Kościół miał na uwadze dobro swoich wyznawców. Ukrytym motywem niechęci do tatuaży był po prostu lęk przed rozprzestrzenianiem się i praktykowaniem przedchrześcijańskich obrządków religijnych praktykowanych przez ludy żyjące wokół Izraela.
Od początku lat 70-tych XX wieku popularność tatuaży stale rośnie.
Tatuaże z dumą noszą gwiazdy i celebryci obu płci. Tatuaż przestał być znakiem rozpoznawczym kryminalistów i przedstawicieli najniższych warstw społecznych. Tatuaż wykonany przez jedną z międzynarodowych sław tatuażu kosztuje krocie. Z badań przeprowadzonych przez Pew Research Centre wynika, że dla Generacji X i Y (w wieku pomiędzy 18 a 40 rokiem życia) w USA, tatuaż jest najpopularniejszym środkiem, obok mody, wyrażania swojej osobowości. (*)
Pracownik z tatuażem...
Noszenie tatuażu nie sprawia społecznych problemów tak długo, dopóki jego właściciel nie pojawia się w pracy. Rynek pracy w Europie i Stanach opiera się na unifikacji i tzw. „dress code”. Dobry pracownik, to pracownik szary, doskonale wpasowujący się w bezosobowe, biznesowe tło. Wszelkie przejawy indywidualizmu, każda inność, jest korygowana, utożsamiana z nieposłuszeństwem i brakiem umiejętności dostosowania się do panujących reguł.
Jeszcze nie tak dawno dowodem na brak przystosowania było noszenie długich włosów przez mężczyzn lub dredów przez przedstawicieli obu płci. Czasy się zmieniają. Teraz większe emocje budzą modyfikacje ciała, piercing i wyraźne, kolorowe tatuaże.
Do argumentów najczęściej powtarzanych przez przeciwników tatuaży należą:
1. Tatuaże sugerują, że osoba, która je nosi jest impulsywna i ma kłopot z samokontrolą.
2. Tatuaże to atrybut osób niepokornych i zbuntowanych.
3. To dowód, że osoba nie potrafi przewidzieć negatywnych konsekwencji swoich działań.
4. Noszący tatuaże wyglądają na gorzej wykształconych.
5. Noszenie dużych wyraźnych tatuaży jest dowodem na to, że osoba nie liczy się ze społecznością i jest mało empatyczna.
Obyczaje się zmieniają?
O ile firmy w USA i Europie zachodniej powoli oswajają się ze zmieniającymi się obyczajami, o tyle nasza małomiasteczkowa mentalność bardzo źle znosi każde przejawy inności i autoekspresji. Przeciętny Polak najlepiej czuje się w otoczeniu, w którym wszyscy są równo nijacy i szarzy. Racjonalnie rzecz ujmując - odmawianie zatrudnienia lub awansu ze względu na wygląd jest taką samą dyskryminacją, jak ścigana prawem dyskryminacja ze względu na wiek, kolor skóry, płeć lub przekonania religijne.
W praktyce, jednak, każda inność - w kolorze skóry, wyglądzie lub przekonaniach może w Polsce zostać obita, upokorzona lub dyskryminowana przez osiłka z wygoloną głową.
Z trudem wyobrażam sobie, że w Polsce znajdzie się firma, która dla marketingu poprosi swoich pracowników o wytatuowanie logo w zamian za podwyżkę. Na taki krok zdecydowała się nowojorska agencja obrotu nieruchomościami „Rapid Reality”.
Trzydziestu sześciu (z ośmiuset zatrudnionych) pracowników zdecydowało się na zamanifestowanie przywiązania do firmy poprzez tatuaż. Informacje o niecodziennej akcji błyskawicznie obiegły cały świat. Przyznajcie – koszt reklamy niewielki, zasięg – globalny.
PS. W Brukseli, w dniach od 8-mego do 10-tego listopada ma miejsce legendarna już Brukselska Konwencja Tatuażu. To wielkie, międzynarodowe święto fanów kultury rocka. A jaka jest Wasza opinia – Czy w pracy mamy prawo do wyrażania siebie? Czy szokują Was tatuaże? Czy istnieje granica tolerancji wobec indywidualizmu?