Dlaczego Kościół zabrania wiary w horoskopy i boi się kobiet? Czy polski kościół czeka schizma i rozpad? Rozmowa z religioznawcą i astrologiem, Piotrem Gibaszewskim.
Violetta Rymszewicz: Czy warto wierzyć w horoskopy?
Piotr Gibaszewski: Nie lubię słowa „wiara”, wolę raczej „obserwowanie”, „dociekanie”, „myślenie krytyczne”. Jeszcze w starożytności istniała ścieżka duchowa zwana gnozą. Termin Gnoza ma swój źródłosłów w grece i oznacza - „poznanie”. Uważam, że poznanie jest lepszą drogą niż wiara. Wiara to ślepa, bezrefleksyjna ufność, że coś jest dobre i właściwe. Tak, więc pytanie w tej formie jest pomyłką. Zawiera sprzeczność. To tak, jakby zapytać – Czy warto wierzyć w matematykę, fizykę, astronomię. Nie da się prawda? O prawdziwości tych nauk można tylko przekonać się osobiście, poznać je, doświadczyć ich prawdziwości.
Porównuje Pan astrologię do nauk ścisłych, czy astrologia jest nauką?
Jeśli przyjąć, że celem nauki jest badanie i opisywanie związków przyczynowo skutkowych pomiędzy zjawiskami i procesami to – zdecydowanie tak. Astrologia ma narzędzia i metody takiego opisu. Tym samym astrologia jest nauką. Kłopot polega na tym, że współczesna metodologia naukowa wymaga określonych warunków badawczych – na przykład laboratoryjnej powtarzalności i pomiarów statystycznych tego astrologia dać nie może. Stąd we współczesnym rozumieniu astrologii bliżej jest do sztuki niż nauki i to pomimo ponad pięciu tysięcy lat tradycji, wiarygodnych założeń teoretycznych i skutecznych technik i metod pracy.
Poproszę o przykład.
Bardzo proszę – tradycyjny horoskop urodzeniowy powstaje w oparciu o dokładny czas i miejsce narodzin. Przewidywania cyklu życia dokonuje się w oparciu o dostępne dane wyjściowe. Od razu rodzi się pytanie – co stanie się z horoskopem, jeśli opuści Pani miejsce urodzenia?
No właśnie – czy przeprowadzka wpływa na przewidywanie cyklu życia?
Oczywiście, że tak. Wystarczy, że przesunie się Pani nawet kilkadziesiąt kilometrów od miejsca urodzenia i zmienia się Pani horoskop. Astrologia wypracowała sobie nawet specjalną technikę, którą nazywamy techniką relokacji, pozwala ona na sprawdzanie skutków zmian miejsca zamieszkania.
Proszę zauważyć, że na przykład, kiedy osoba urodzona w Warszawie przeniesie się do Nowego Jorku, to przecież w chwili jej narodzin niebo nad Nowym Jorkiem wyglądało zupełnie inaczej niż niebo nad Warszawą. Nad horoskopem urodzeniowym pojawi się rodzaj „cienia” nowy horoskop, który nakłada się na pierwotny wzór.
Czy chce Pan powiedzieć, że na przykład, horoskop papieża Franciszka zmienił się w chwili opuszczenia Argentyny?
Oczywiście, że tak. Bergolio w Argentynie był uznawany za konserwatystę. Jego horoskop z relokacją na Rzym ujawnia fascynującą zmianę. W urodzeniowym horoskopie Bergolio w I domu rezyduje transformujący i niszczący Pluton. W relokacji na Rzym planeta zniszczenia przechodzi do domu IV, odpowiedzialnego za stabilność, poczucie bezpieczeństwa i niezmienność. Łato wyobrazić sobie, co Pluton może zrobić z obszarem odpowiedzialnym za stałość, niezmienność i fundamenty.
Dodatkowo - papież Franciszek swoją postawą przypomina trochę Gandhiego. Ma tę samą pozornie niegroźną niefrasobliwą radość, pokorę i życzliwość dla ludzi. W rzeczywistości jest to postać z potężną charyzmą i wolą reformowania Kościoła.
Przy czym raczej nie należy spodziewać się większych burz i gwałtownych ruchów. Siły zmian wprowadzonych przez Franciszka doświadczymy czasie, ze sporym opóźnieniem. To wyraźnie widać w jego horoskopie.
Czy nie sądzi Pan, że analizowanie papieskiego horoskopu jest rodzajem… perwersji? W Katechizmie Kościoła Katolickiego w art. 2116 niechęć Kościoła wobec astrologii i przewidywania przyszłości aż bije po oczach.
Kościół wrzuca do jednego wora całą wiedzę hermetyczną, magiczną i wróżbiarstwo. Jest to proste powtórzenie starotestamentowych zakazów praktykowania astrologii i wróżbiarstwa. Pamiętajmy jednak, że oficjalne stanowisko Kościoła nigdy w przeszłości nie przeszkadzało dworom papieskim i biskupim na utrzymywanie nadwornych astrologów i wróżbitów.
Nawiasem mówiąc - 6 stycznia Kościół obchodzi Święto Trzech Króli. Ci których kościół przedstawia jako majestat królewski, Nowy testament w Ewangelii Mateusza (Mat. 2, 1-12), opisuje jako magów (od greckiego - magoi). W polskich przekładach biblijnych nazywa ich astrologami (Biblia poznańska) lub mędrcami ze Wschodu. (Biblia Tysiąclecia) Innymi słowy – magowie była to grupa wykształconych astrologów chaldejskich, którzy zgodnie z ówczesną wiedzą astrologiczną ruszyli na zachód prowadzeni przez gwiazdę nazywaną tradycyjnie jako „Betlejemska”.
Proszę zauważyć, że Kościół jest dość niekonsekwentny w potępianiu astrologii i astrologów. Przykład Święta Trzech Króli udowadnia również jak głęboko tradycje Wschodu przeniknęły do chrześcijaństwa.
Warto też pamiętać, że Kościół od początku swojej historii zaciekle walczył z wszelkimi przejawami pogaństwa. Część z tradycji pogańskiej włączył do własnych obrządków, a wszystko to, czego nie dało się zasymilować usunął z użyciem ognia i miecza.
No cóż – żadna religia nie znosi konkurencji …
Co więcej - pamiętajmy, że starotestamentowy opór wobec magii i wróżbiarstwa ma swoje źródła w wydarzeniach historycznych. Żydzi dwukrotnie pozostawali w niewoli babilońskiej. Starożytna kultura Babilonii to wiara w czary, magię, wróżbiarstwo. Siłą rzeczy babiloński wpływ na kulturę żydowską musiał być bardzo silny. Stąd zapisany w Biblii sprzeciw kapłanów żydowskich wobec wróżb i horoskopów był niczym innym jak obroną przed presją kulturową i próbom narzucania stylu życia i religii najeźdźców. W gruncie rzeczy chodziło o zniszczenie konkurencji, która mogła podważyć autorytet żydowskich duchownych.
Kościelne metody zwalczania konkurencji i potencjalnych zagrożeń niewiele się zmieniają. W marcu ubiegłego roku Episkopat opublikował List Pasterski „O zagrożeniach naszej wiary”. Czytałam go kilkakrotnie i nie mogę pozbyć się pytania - skąd ta zaciekłość Kościoła? Z czego wynika to nieustanne wyszukiwanie sobie wrogów do pokonania?
Odpowiem jako religioznawca – omawiane zjawisko wynika z powszechnego w Kościele polskim nurtu paternalistycznego. Chodzi o to, aby utrzymać wiernych w maksymalnym posłuszeństwie wobec hierarchii. Wyznawcy nie mają myśleć, analizować, zastanawiać się ani tym bardziej poszukiwać własnych odpowiedzi na pytania i wątpliwości.
Czy zachowania Biskupów nie kojarzą się Panu z indoktrynacją? Przecież zdaniem Kościoła w Polsce wiernym wolno myśleć w jeden określony sposób narzucony przez oficjalną naukę kościoła. Jeśli wierny zaczyna myśleć niezależnie, jeśli szuka własnych odpowiedzi na pytania, z automatu staje się dla Kościoła podejrzany …
Jeśli dobrze się zastanowić to takie podejście ma absolutny sens. Przecież większość wielkich schizm brała się stąd, że ktoś miał własne pytania, zastanawiał się, zaczynał drobiazgowo czytać Biblię i analizować oficjalne pisma Kościoła. Tak przecież zrobił Luter. Wcześniej solą w oku papiestwa był brutalnie stracony Hieronim Savonarola.
Czy Pani wie, że w polskim Kościele jak do tej pory nie było ani jednej schizmy? Może z wyjątkiem polskich Mariawitów. Nota bene dla Mariawitów Savonarola jest męczennikiem za wiarę.
Jeśli miałbym pokusić się o przewidywanie przyszłych buntów w kościele polskim to widzę jeden scenariusz. Źródłem następnego rozłamu będą … kobiety. I to wcale nie wojujące feministki. Raczej laickie, wykształcone kobiety zmęczone tym, że Kościół siłą wtłacza je w role służących i poddanych. Następna schizma wyjdzie od kobiet i z powodu kobiet. Kto wie może polscy biskupi nie bez powodu tak bardzo boją się gender?
A może jest tak, że przed schizmami chroni Kościół w Polsce nasza stara, dobra, powszechna hipokryzja? Uściślę - jeżeli osoba wierząca i praktykująca chodzi do spowiedzi, a zgodnie z doktryną powinna robić to regularnie, to powinna wyspowiadać się z faktu, że czyta i wierzy w horoskopy. Czy tak?
Rzeczywiście, z punktu widzenia doktryny katolickiej jest to ciężki grzech. Oznacza przecież złamanie pierwszego przykazania. Jest to śmiertelny grzech bałwochwalstwa.
Czy wie Pan, że z danych statystycznych wynika, że ponad 50% wierzących Polaków regularnie czyta i „wierzy” w horoskopy?
Oj myślę, że jest ich zdecydowanie więcej! Jeśli przeanalizuje Pani hasła wpisywane do wyszukiwarek internetowych, to zapytania „horoskopy” i „astrologia” plasują się na samych szczytach wyszukiwań.
Czy jako religioznawca i astrolog potrafi Pan wyjaśnić ten fenomen? Przecież to jest rodzaj dualizmu poznawczego – z jednej strony idę w niedzielę do Kościoła i wysłuchuję Listu Pasterskiego, z drugiej wracam do domu i spokojnie czytam portale ezoteryczne lub przeglądam horoskopy w pismach kobiecych. Toż to jest schizofrenia intelektualna.
To jest zjawisko tzw. „prywatyzacji religii”. Współcześni wierni sami wybierają, w co chcą wierzyć. Które zalecenia mają ochotę stosować, a które odrzucają. Rzeczywiście jest to odmiana hipokryzji. Przy czym religioznawcy są pewni, że procesy związane z prywatyzacją religii będą się pogłębiać. Zmiany są nieuchronne.
Kto wie może, dlatego, trochę z pozycji „oblężonej twierdzy” Kościół reaguje z taką histerią nie tylko na powszechność zainteresowania horoskopami, ale również na kwestie równouprawnienia kobiet i gender studies?
Mógłby, oczywiście, reagować na zmiany wychodząc im naprzeciw jak robi to papież Franciszek. Mógłby podejmować dialog nie tylko ze zwolennikami teologii wyzwolenia również ze wszystkimi, którzy poszukują swojego miejsca wśród religii wschodu lub New Age. Niestety, w polskim Kościele panuje skrajna konserwa z niezmienną postawą „nie, bo nie”.
Zapytam więc astrologa – dokąd zmierza polski kościół?
Jak dotąd wszystkie religie twierdziły, że są wieczne i nieśmiertelne. Tymczasem wiemy, że każdy z niegdyś potężnych systemów religijnych mijała, słabła, odchodziła w niebyt.
Kościół katolicki jako instytucja prawdopodobnie nie zniknie. Będzie trwać nadal. Rzecz w tym, że nie będzie już taki sam. Z upływem lat, z nadejściem Ery Wodnika, znacząco zmniejszy się jego wpływ - nie tylko religijny, również społeczny i polityczny. To będzie długotrwały, powolny proces związany z tym, że polski kościół nie chce i nie umie podejmować dialogu społecznego.
Zapłaci za to wysoką cenę – temperatura uczuć religijnych Polaków osłabnie, Kościoły opustoszeją. Księża i Biskupi będą mówić sami do siebie. Takie jest realne zagrożenie dla Kościoła w Polsce, o ile nie zrezygnuje z języka nienawiści, wyższości i pouczania wiernych. Dobra wiadomość jest taka, że jeszcze jest czas, by to zmienić.
Piotr Gibaszewski – religioznawca, absolwent Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od 1993 roku zajmuje się astrologicznym doradztwem. Od 1998 roku redaguje swój portal www.solarius.pl a od 2008 roku portal www.ezoter.pl Od piętnastu lat wydaje cykliczną „Prognozę dla Polski i świata”. Prowadzi indywidualne sesje astrologiczne, oraz kursy astrologii i tarota. Jego zainteresowania obejmują również politologię, nową duchowość, psychologię, tantrę, gnozę, współczesną apokaliptykę i millenaryzm.