Jeżeli polski rząd uważa, że ma jakiekolwiek porachunki z Niemcami, niech zacznie od siebie i zrezygnuje z niemieckich limuzyn, którymi porusza się po polskich autostradach wybudowanych w dużej mierze również za niemiecki kapitał. (Niemcy nadal pozostają największym płatnikiem netto w UE). A 98 posłów PiS deklarujących posiadanie niemieckich aut również niech je wymieni, i nie na francuskie bo z Francuzami też PiS gra coraz ostrzej.
Ryszard Petru - Ekonomista. Lider Partii Nowoczesna
Wina Tuska jest już passe. Teraz mamy sezon „na Niemca“.
Potomka nazistowskich zwyrodnialców nie mającego prawa uczyć nas demokracji (wicemister obrony narodowej B.Kownacki), winnego Polsce przynajmniej bilion amerykańskich dolarów (minister M. Błaszczak), panoszącego się arogancko w Europie i spiskującego przeciw potężnej Polsce wstającej z kolan.
Zaraz po tym jak J. Kaczyński zapowiedział dyskusję o reparacjach wojennych, czołowi działacze PiS rozpoczęli licytację, kto wyżej wyceni nierozliczone straty wojenne lub bardziej obrazi sąsiadów zza Odry. A Ci z coraz większym zdumieniem obserwują poczynania polskich polityków.
Podobnie jak z odzyskaniem wraku tupolewa, antyniemiecka narracja prowadzona jest na użytek wewnętrznej propagandy PiS-u. J. Kaczyński nie podejmie prawnych kroków egzekwujących od Niemiec jakiekolwiek wpłaty. Wie, że przegrałby z kretesem.
Metoda „na Niemca“ ma dwa cele:
Po pierwsze: stworzyć w społeczeństwie kolejną linię podziału – na niemieckich kolaborantów sprzeciwiających się walce o to, co się Polsce należy oraz prawdziwych patriotów, którzy podpalą świat, byle tylko udowodnić, że mają rację.
Po drugie: przygotować grunt legitymizujący przyszłe porażki PiS na arenie międzynarodowej.
- Komisja Europejska rozpoczyna przeciw Polsce drugi etap procedury praworządności,
- Trybunał Sprawiedliwości UE prowadzi przeciw Polsce sprawę bezprawnej wycinki Puszczy Białowieskiej,
- coraz więcej państw członkowskich przyłącza się do koncepcji utworzenia odrębnego budżetu i wspólnego ministerstwa finansów dla krajów strefy euro,
- pragmatyczny Viktor Orban właśnie oświadczył, że Węgry przyjmą niewielką liczbę uchodźców,
- Rumunia planuje już w 2020 roku wejść do strefy euro,
- Grupa Wyszehradzka jasno definiuje swoje interesy w dalszej integracji z Unią,
- archaiczna koncepcja Trójmorza istnieje wyłącznie w głowie Kaczyńskiego.
Tak wygląda nasze otoczenie.
Kaczyński, jak pokazują ostatnie dwa lata, może wiele. Nie może natomiast jednego – nie przesunie Polski na mapie.
Czy się to pisowskim aparatczykom podoba czy nie, ponad 70 lat po zakończeniu II wojny światowej Niemcy - jedna z największych gospodarek i jedno z najpotężniejszych państw świata, są naszym bezpośrednim sąsiadem i najważniejszym partnerem handlowym. Nie zastąpią ich ani Chiny, ani Stany Zjednoczone, ani żadne inne państwo.
Większość porażek Polski, o których uczymy się na lekcjach historii wynika z tego, że nie potrafiliśmy zawierać skutecznych sojuszy.
Nasze członkostwo w Unii i w NATO to pierwsze od wieków sojusze dające Polsce prawdziwe bezpieczeństwo militarne i szanse na rozwój gospodarczy. Nie byłoby ich bez wsparcia Niemiec.
Polska racja stanu wymaga, by budować silną, powiązaną z europejskimi partnerami gospodarkę i z największą troską dbać o nasze sojusze. W 1989 roku Polska osiągała około 30 % PKB na głowę w stosunku do średniej w Unii. Po 28 latach demokracji i dobrej współpracy z naszymi europejskimi partnerami (do czasu rządów PiS) wskaźnik ten wynosi około 70 %.
To prawda, że kiedy rząd PRL-u w 1953 roku rezygnował z dochodzenia reparacji wojennych, Polska znajdowała się pod kontrolą Związku Radzieckiego. Ale jeżeli zaczniemy używać tej argumentacji wobec niepodległego w świetle międzynarodowego prawa państwa – a takim była wówczas Polska Rzeczpospolita Ludowa, to znaczy że wszystkie inne umowy zawarte przed rokiem 1989 również mogą być kwestionowane. W tym przebieg polskich granic na Odrze i przynależność Warmii, Mazur, Gdańska, Szczecina, Wrocławia oraz wielu innych terenów. Ponadto, rządy polskie - również te demokratyczne - kilkukrotnie potwierdzały, że kwestia reparacji niemieckich jest zamknięta.
Bezdyskusyjną prawdą jest skala zniszczeń, jakich doznała Polska ze strony nazistowskich Niemiec oraz niepoliczalność cierpienia i krzywd, jakie wyrządzono polskim obywatelom.
Tyle że nie cofniemy ani historii, ani decyzji podejmowanych przez polskie rządy, które przez brak skutecznych sojuszy nie były w stanie zapewnić nam stosownych reparacji.
Dzisiaj, 72 lata po zakończeniu II wojny światowej musimy patrzeć w przyszłość i umiejętnie budować naszą gospodarkę oraz pozycję w Europie. Bezskuteczne awantury o przeszłość, choćby najbardziej bolesną, nie zapewnią pracy i bezpieczeństwa naszym dzieciom, ani nie zapewnią nam wpływu na to, co się wokół nas dzieje.
Możemy to osiągnąć wyłącznie strategicznym myśleniem, integracją i tworzeniem silnych, długotrwałych sojuszy.
Rząd PiS nie posiada tej umiejętności, czego skutki zaczniemy wkrótce odczuwać. Zniszczone sojusze i nadszarpnięte zaufanie naszych niemieckich i europejskich partnerów będziemy odbudowywać przez długie lata.