Naukowcy uczestniczą stale - niezależnie od tego, czy się na to godzą, czy nie - w swoistym wyścigu. Ciągle ktoś ich próbuje porównywać, typować liderów, wyciągać wnioski - niezależnie od tego, jak trudno jest porównywać osiągnięcia w różnych dyscyplinach wiedzy i niezależnie od tego, jak bardzo różnią się swoim charakterem te osiągnięcia. Czym innym jest osiągnięcie fizyka, czym innym odkrycie biologa, czym innym wynalazek inżyniera i czym innym refleksja filozofa. Ale organizatorzy różnych rankingów się tym nie przejmują. Sprowadzają wszystko do jednego mianownika: podliczają cytowania, wyliczają tak zwany indeks Hirscha i już wiedzą. Ten jest lepszy, a tamten gorszy.
Ryszard Tadeusiewicz. Biocybernetyk z AGH. Zajmuje się naukowym badaniem pogranicza biologii i techniki z pożytkiem dla obydwu.
Mam do tych wszystkich rankingów stosunek bardzo sceptyczny. Prestiżu naukowego nie da się mierzyć. On istnieje w środowisku jako powszechne przekonanie, że ten uczony jest naprawdę dobry, tamten przeciętny, a jeszcze inny - zupełnie słaby. Wbrew pozorom te powszechne przekonania odgrywają istotną rolę i dają znać o sobie. Na przykład wtedy, gdy środowiska naukowe w powszechnych i tajnych głosowaniach wybierają swoich przedstawicieli do różnych ciał kolegialnych, mających potem w ich imieniu podejmować ważne decyzje. Tak było przy wyborach do Komitetu Badań Naukowych czy do Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych.
Ale różne rankingi uczonych żyją i mają się dobrze, więc chciałem się pochylić nad jednym z nich i zastanowić się, co z niego wynika. Ranking, który chcę "wziąć pod lupę" jest anonsowany w taki sposób:
Jego wyniki znaleźć można tutaj. Oparto go na dwóch parametrach: tak zwanym indeksie Hirscha i na liczbie cytowań.
Oczywiście pospiesznie poszukałem mojej pozycji na tej liście - i okazało się, że jest ona dość odległa. Z wyliczeń zastosowanych przez twórców rankingu wynikło, że mój indeks Hirscha wynosi 31, a liczba cytowań została oszacowana liczbą 5.645. Dało mi to 132 pozycję na liście.
Dobrze to, czy źle?
Na pewno byłbym szczęśliwszy, gdybym zmieścił się w pierwszej setce "rangowanych" naukowców. Ale jeśli uwzględnić, że cała lista obejmuje 2600 nazwisk wyłącznie dobrych uczonych, których indeks Hirscha wyniósł co najmniej 10 (a to jest dużo, bo jedynie nieliczni promowani do stopnia doktora mają H>2 zaś przy awansach habilitacyjnych uznaje się często, że dla poparcia wniosku o promowanie kandydata wystarczy H > 6), a ja na tej liście jestem na 132 pozycji - to może nie jest źle?
Również liczba cytowań moich prac jest chyba zadowalająca. Skoro ponad 5 tysięcy autorów na całym świecie uznało za stosowane powołać się na jakąś moją pracę, wskazując ją jako źródło swojej inspiracji naukowej - to może jednak te moje wyniki naukowe nie idą tylko i wyłącznie na półkę czy do szuflady?