Temat sztucznej inteligencji gości dość często w moich wpisach na tym blogu. Jest tych wpisów na tyle dużo, że zdecydowałem się nawet zrobić coś w rodzaju ich interaktywnego katalogu. Po wybraniu tematu interesującego Czytelnika, pozwala on uruchomić jednym kliknięciem odpowiednią stronę www, zawierającą poglądowe omówienie wybranego tematu.
Ryszard Tadeusiewicz. Biocybernetyk z AGH. Zajmuje się naukowym badaniem pogranicza biologii i techniki z pożytkiem dla obydwu.
Ten katalog i przewodnik problemowy znajduje się tutaj.
Powodem, dla którego postanowiłem po raz kolejny zainteresować Państwa tematyką sztucznej inteligencji, jest informacja, jaką nadesłał sekretarz Polskiego Stowarzyszenia Sztucznej Inteligencji
Mówi ona, że nasze Stowarzyszenie ponownie zostało zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym i możemy działać legalnie.
Powtórna rejestracja Stowarzyszenia była konieczna, ponieważ upłynęła kadencja jego pierwszych władz, odbyło się zebranie sprawozdawczo-wyborcze i wybrano nowy Zarząd. Poniżej pokazuję jego obecny skład.
Do Polskiego Stowarzyszenia Sztucznej inteligencji zapraszam wszystkich zainteresowanych (szczegóły można znaleźć tutaj), natomiast korzystając z okazji chciałbym podzielić się z Państwem zabawną opowiastką o tym, jak swojego czasu tworzyliśmy podobną organizację nielegalnie.
Było to - jeśli dobrze pamiętam - na początku 1983 roku. Powoli otrząsaliśmy się wtedy wszyscy z grozy stanu wojennego, kiedy to wszelka działalność organizacyjna była zabroniona, a za udział w jakimkolwiek zgromadzeniu można było trafić do więzienia.
Tu mała osobista dygresja. Pamiętam, że w dniu wprowadzenia Stanu Wojennego (13.12.1981), mimo że była to niedziela, miałem od rana wykłady na studiach podyplomowych. Ani ja, ani słuchacze wykładów nie wiedzieliśmy o nic Stanie Wojennym, więc wielkie było nasze zdziwienie, gdy do sali wykładowej wtargnęło ZOMO (sześciu funkcjonariuszy w hełmach i z pałkami w rękach!) i nakazali nam natychmiastowe zakończenie zgromadzenia. Nie zamierzaliśmy stawiać oporu i rozeszliśmy się (pod czujnym okiem zomowców), więc nie doszło do żadnego incydentu, wiem jednak, że w przypadku niektórych innych pacyfikacji pałki naprawdę szły w ruch!
Wracam do tematu nielegalnej organizacji towarzystwa sztucznej inteligencji.
Gdy w 1983 roku władze zaczęły "odkręcać śrubę" i pewne - ściśle reglamentowane - formy działalności różnych organizacji zostały ponownie dopuszczone, ja zacząłem występować z popularnonaukowymi odczytami w klubie EMPIK.
W sumie wygłosiłem tych odczytów dokładnie 50, a bliższe informacje na ten temat można znaleźć tutaj. I wtedy padła propozycja utworzenia organizacji zajmującej się wymianą informacji między badaczami zajmującymi się sztuczną inteligencją, a także popularyzacją tej dziedziny informatyki. Zaczęliśmy przygotowywać potrzebną dokumentację, ale sygnały, jakie dotarły do nas z milicji, nie pozostawiały złudzeń: Nasze Towarzystwo nie otrzyma zgody na organizację i podjęcie działalności!
I wtedy główny inicjator naszych działań, dr Zbigniew Zwinogrodzki, wybitny informatyk i pionier sztucznej inteligencji (w czasie studiów doktoranckich opiekun naukowy obecnego tuza sztucznej inteligencji, profesora Antoniego Ligęzy), zaproponował, żebyśmy zabawili się "w kotka i myszkę" z restrykcyjną władzą!
Wymyślił nazwę OWSIK (Ogólnopolska Wspólnota Sztucznej Inteligencji z siedzibą w Krakowie). Każdemu myślącemu człowiekowi od razu nasuwało się przypuszczenie, że to jest jakiś żart, bo kto przy zdrowych zmysłach nadawał by taką dwuznaczną nazwę poważnemu towarzystwu naukowemu?
Dla osób niezorientowanych (bo tę plagę mamy szczęśliwie już poza sobą) - owsiki były pasożytami, które lokowały się... na dolnym krańcu przewodu pokarmowego i wywoływały dotkliwy świąd w tym dyskretnym miejscu. Atakowały głównie dzieci, których niespokojne zachowanie (dziś określane jako ADHD) wiązano w latach 80. właśnie z podejrzeniami o nosicielstwo owsików. Łatwo się tym było zarazić w szkolnej toalecie i była to wtedy prawdziwa plaga. Dlatego taka nazwa naukowego towarzystwa od razu budziła rozbawienie i świadomość, że ktoś tu sobie pewnie robi ... żarty :-)
Ale węszącej wszędzie spiski władzy wcale nie było do żartów, gdy zaczęliśmy naszą pozorowaną działalność: Pisaliśmy o OWSIKu w listach do znajomych naukowców (wiedząc, że korespondencja jest otwierana i cenzurowana), rozmawialiśmy o tym przez telefon (rozmowy były podsłuchiwane) wypisywaliśmy komunikaty na tablicy wiszącej w korytarzu Instytutu (to był taki przed-internetowy sposób szybkiego powiadamiania wszystkich pracowników o różnych sprawach), wywieszaliśmy ogłoszenia o naborze do OWSIKa, zapowiadaliśmy zebrania organizacyjne i programowe (do których oczywiście nie dochodziło) itp.
Naturalnie nasza działalność natychmiast wzbudziła podejrzliwość milicji i SB (i o to chodziło!). Po korytarzu Instytutu zaczęły się kręcić różne podejrzane indywidua, czujnie się rozglądające i nadsłuchujące. Dr Zwinogrodzki był wielokrotnie wzywany na milicję, ja także.
Wiedzieliśmy jednak, że nic nam nie mogą zrobić, bo żadnej konkretnej działalności nie podjęliśmy, a zadeklarowane cele OWSIKa były absolutnie pozytywne: budowa współpracy naukowej, popularyzacja wiedzy, rozwój techniki itp.
Po pewnym czasie się to nam jednak znudziło i zaniechaliśmy wszelkich działań - ale to obudziło jeszcze większą podejrzliwość władzy. OWSIK przestał być obserwowalny, a zatem zszedł do podziemia! Przesłuchania na milicji były wtedy groteskowe:
- My wszystko wiemy, co wy robicie, więc lepiej powiedzcie prawdę!
Ale potem władza się także znudziła i OWSIK umarł.