Dawno nie pisałem na tym blogu, bo wydawało mi się, że nikt tych moich wpisów nie czyta. Ale ostatnio gościłem na AGH wybitnego profesora z Lublina, który powiedział mi, że właśnie czytywał te moje wpisy i że z żalem odnotowuje obecnie ich brak. No więc poczułem się zachęcony do działania i przedstawiam dziś Państwu informację dobrze korespondującą z porą roku i z motywem przewodnim tych moich wpisów, czyli z popularyzacją nauki.
Ryszard Tadeusiewicz. Biocybernetyk z AGH. Zajmuje się naukowym badaniem pogranicza biologii i techniki z pożytkiem dla obydwu.
Mamy wreszcie wakacje, więc nic już nie musimy, za to wszystko możemy. W szczególności nie musimy teraz czytać o ważnych i poważnych sprawach zawodowych, lecz możemy pozwolić sobie na poczytanie czegoś, co jest po prostu ciekawe. W dodatku wierzę, że są tacy, którzy chętnie przeczytają coś innego niż ustawiczne połajanki polityczne lub wiadomości o tym, co akurat robią tacy lub inni celebryci, znani z tego, że są znani. Może coś popularnonaukowego?
Dla tych wszystkich, którzy by chcieli na wakacje zabrać coś takiego lekkiego, łatwego i przyjemnego, a jednocześnie nie ogłupiającego, polecam książeczkę zatytułowaną "W laboratorium naukowca i w praktyce inżyniera. Ciekawostki naukowo-techniczne." Książeczkę tę wydała bardzo zacna instytucja, Polska Akademia Umiejętności (PAU). Akademia, która jest ponad dwa razy starsza od Polskiej Akademii Nauk (w tym roku w październiku będzie obchodziła 150 rocznicę utworzenia), zapewniła odpowiednią weryfikację merytoryczną (dwóch wymagających recenzentów!) i redakcyjną treści książki, więc to, co trafia do rąk czytelników jest dziełem dopracowanym i dojrzałym.
Teksty zawarte w książce były wcześniej publikowane w formie felietonów gazetowych, ale przed umieszczeniem ich w książce przeszły swoisty "lifting", bo w gazetach często nawiązywały do jakichś bieżących wydarzeń czy lokalnych okoliczności, które w książce oczywiście nie mają zastosowania. Dodatkowo "na celowniku" redakcji znalazło się gadulstwo autora, który na każdy temat pisze dwa razy więcej, niż potrzeba, więc trzeba to było skracać, niekiedy dość radykalnie.
Przez kilka miesięcy treść była więc "ucierana" z jednej strony przez wymagającą Panią Redaktor z PAU, a z drugiej strony przez nieco niesfornego autora. Ale z "mąki" powstałej z tego ucierania udało się ulepić ponad sto "ciasteczek". Chyba udanych!
Książka jest podzielona na sześć części. Pierwsza część ma tytuł „Odkrycia i wynalazki”. Są w niej felietony ciekawostkowe, na przykład „Uczony, który przesłał wiadomość ze świata umarłych” albo „Wielcy znani i nieznani. Bem był inżynierem!”, ale trzon stanowi seria 8 felietonów pod zbiorczym tytułem „Plastik – dobrodziejstwo i utrapienie”.
Druga część opisuje ten obszar nauki, który ja sam intensywnie uprawiam, więc jest zatytułowana „Inżynieria biomedyczna”. Znowu jest trochę ciekawostek, na przykład felieton „Zmysłowa technika. Inżynieria biomedyczna pozwala człowiekowi czuć to, czego nie czuje jego ciało” albo „Czy do remontu serca potrzeba rusztowania?”, ale główny wątek złożony z 9 felietonów ma zbiorczy tytuł „Roboty chirurgiczne”.
Trzecia część jest dla smakoszy. Zatytułowana jest „Mniej znany Kraków” i zawiera wiadomości, które dla niektórych czytelników mogą być wręcz sensacyjne, na przykład w przypominającym kryminał felietonie „Gdzie są korony naszych królów?” albo w tekście „Kościoły Krakowa i ruch Słońca na niebie”, ale główny wątek to opis różnych niezwykłych zabytków Krakowa.
Następnej części chyba reklamować nie trzeba, bo ma ona tytuł „Kobiety w nauce i technice”. Są tam felietony „Wynalazki stworzone przez kobiety” albo „Kobiety w informatyce”, ale najsmaczniejszy jest chyba felieton „Co pewna Polka dała bohaterskim stróżom prawa, walecznym żołnierzom, kosmonautom… i gangsterom?” w którym zdradzam, co miał na myśli Tadeusz Boy Żeleński, gdy pisał znany dwuwiersz: „W końcu dostał takiej manii / że chciał tylko od Stefanii!”
Część piątą ma tytuł „Różności na temat Kosmosu”, a szósta „Ogólne refleksje i wybrane ciekawostki”. Nie omawiam ich, bo ich tytuły są chyba wystarczająco wymowne.
Natomiast warta przytoczenia w tym wpisie na blogu jest treść wprowadzenia do książki:
Popularyzacja nauki jest jak rozsiewanie życiodajnej wody
Ten tekst nie jest włączony do żadnej z części, przewidzianych w strukturze książki, ponieważ jest on swego rodzaju wyznaniem wiary autora.
Zacznę od stwierdzenia, że popularyzacja nauki zwykle nie jest ceniona. Przy wszelkich ocenach badacza i instytucji naukowej, która go zatrudnia – za prace popularnonaukowe nie przyznaje się tak bardzo cenionych obecnie punktów. Tymczasem działalność popularyzatorska zabiera sporo czasu, więc dorobek ściśle naukowy badacza parającego się popularyzacją jest ilościowo trochę mniejszy niż by mógł być, gdyby zajmował się on tylko nauką i własną karierą.
Czy to źle?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, odwołam się do chińskiej bajki.
Pewna kobieta nosiła ze źródła wodę w dwóch dzbanach zawieszonych na drążku opartym na jej ramionach. Jeden był szczelny i kobieta donosiła go do domu pełny po brzegi. Drugi był pęknięty, wyciekała z niego woda. Gdy kobieta docierała do domu, w dzbanie wody było wyraźnie mniej.
Pęknięty dzban martwił się, że marnuje tyle wody, ale kobieta pocieszyła go, pokazując mu drogę, którą codziennie chodziła do źródła. Po jednej stronie drogi, tam, gdzie na drążku wisiał szczelny dzban, była tylko sucha trawa. Natomiast po stronie, po której wisiał pęknięty dzban, cieszyły oczy piękne kwiaty, codziennie podlewane wodą wyciekającą z dzbana.
Popularyzacja nauki jest jak rozsiewanie życiodajnej wody.
Co prawda zasób osiągnięć naukowych, jakie udaje się uczonemu zgromadzić, jest trochę mniejszy – ale dzięki rozsiewanej przez niego wiedzy rozkwitają nowe, młode talenty i rośnie wiedza ludzi niezwiązanych na co dzień z nauką.
Pełną kwiatów drogę warto pozostawić u kresu działalności naukowej...
Na koniec wypada powiedzieć, jak zdobyć tę książkę, małą, lekką i bardzo poręczną na wakacje (mieści się bez trudu w damskiej torebce lub w kieszeni kurtki). Otóż zapewne będzie ona dostępna w księgarniach, ale obawiam się, że nastąpi to dopiero po wakacjach. Natomiast teraz można ją nabyć w Dziale Sprzedaży Wydawnictw PAU w Krakowie (ul. Sławkowska 17), gdzie możliwa jest sprzedaż na miejscu lub sprzedaż wysyłkowa. Działem sprzedaży rządzi Pani Grażyna Batkowska, tel. 12 424 02 12.
A ja życzę miłej lektury w najpiękniejszych zakątkach Polski i świata. Radosnych wakacji!